Chaotyczna garsc refleksji
autor: fantom - Zamieszczono: czw kwie 07, 2005 7:49 am
...To bedzie bardzo chaotyczny post
Spontanicznosc reakcji ludzi przerosla wszystko i wszystkich...
dla mnie niesamowite jest to ze pol miliona ludzi moze sie zwolac SMSami i zapalic z dokladnoscia do 1minuty tylez samo swiec
...msza dwoch wrogich klubow (Wisla i Cracovia) i zakopanie topora wojennego - nawet jakby sie to okazal gest chwilowy - ale jak sie nie beda zarzynac to moze nawet pojde kiedys na mecz. Ktos zapytal to mozeby jeszcze Legie zaprosic - komentarz No cuda sie zdarzaja ale powoli, trza zrobic maly kroczek
...Swiatla i modlitwy na Franciszkanskiej (palac Biskupow i slynne okno)...
tam zawsze ktos jest 24 godziny na dobe...kidey bylem juz w stanie wziac aparat do reki i probowalem zrobic pare zdjec, okazalo sie ze nie mam takiego obiektywu, ktory objal by to morze swiatel i dziesiatki tysiecy ludzi. Jak przyjechali Gorale i zaczeli grac...to wszystkim szkily sie oczy...ta muzyka jest przejmujaca
...Biale wstazeczki ..wielu pyta dlaczego biale a nie czarne - nawiazanie do Bialego Marszu , ktory byl dwadziescia pare lat temu jako znak lacznosci po zamachu Papieza , wtedy pochod szedl z Blon na Rynek, dzis bedzie na odwrot. Poza tym jeden sympatyczny ksiadz w ktoryms wywiadow powiedzial, kolor czarny jest zarezerwowany dla kazdego z nas na ostatnia godzine a ON powinien miec inne pozegnanie
Programy w telewizji - mnie nie denerwuje ich "Monotonia" - kazdy dziennikarz probuje Sam odnalesc sie w tej sytuacji, nie podejrzewam nikogo z nich o wyrachowanie czy gwiazdorstwo, Na Franciszkanskiej widzialem lzy na twarzach wszystkich. Wkurzylo mnie to ze tacy np Czesi/Wegrzy nie podali nic lub prawie nic a tacy Talibowie byli w stanie przeslac telegram kondolencyjny
Jestem pod wrazeniem wypowiedzi kardynala Grocholewskiego - (Polak w Kurii Rzymskiej), ktory wskazujac na jedna z cech pontyfikatu JPII wskazal spojnosc calego nauczania. To wszystko jest bardzo konkretne, logiczne, koherentne od poczatku do konca. Papiez nigdy nic nie musial odwolywac, zmieniac, przepraszac, wycofywac sie - jakby nasza "klasa" polityczna zechciala choc czastke z tego wziac do Siebie
...Czy te wszystkie reakcje sa prawdziwe czy tylko na pokaz czy to jest reakcja chwili, naladowana emocjami. Czas pokaze
To chyba jest niewazne - Niech 1/100 bedzie prawdziwa to i tak jest to Cos niesamowitego
Jezeli jeszcze ktos ma watpliwosci ze JPII nie byl Swietym...
Dobra wywnetrzylem sie
pozdr
sk
autor: ojciec - Zamieszczono: czw kwie 07, 2005 9:03 am
Dobra wywnetrzylem sieNiby życie toczy się normalnie, a jednak w wielu z nas nagromadziło się tyle emocji, że ciężko sobie poradzić z tym ładunkiem. Miło przeczytać, że sporo osób ma te same myśli i odczucia, co ja.
poz &y
autor: mateo - Zamieszczono: czw kwie 07, 2005 9:41 am
Z SMS-a od koleżanki która spędziła wczoraj 15 godzin w kolejce do Bazyliki : W tym miejscu czuję taką dumę, ze jestem Polką...".
Może i ten aspekt ma znaczenie przy rozmyślaniu o dziedzictwie pozostawionym po Ojcu ? Moze odrzućmy wstyd, kompleksy i poczucie zaściankowości woboc bogatej, zadowolonej z siebie Starej Europy ? Reporterzy z Francji, Niemiec i inszych są porażeni tym co się dzieje w Polsce. Może tak naprawdę jest w nas, Polakach zupełnie inne "bogactwo". Wiem. Zaraz ktoś napisze , ze to na chwilę, że to dlatego, że był Polakiem... Na pewno , w dużym stopniu tak.
Jestem jednak pewien , że niemała część pozostanie w nas. Naszą rolą jest to pielęgnować w sobie i naszych następcach. Wcale nie jesteśmy biedniejsi w Europie... mam wrażenie, że nawet dużo bogatsi. Czas pokaże co z tym skarbem zrobimy.
I coś jeszcze... Cieszę, że nie będę miał powodu powiedzieć " Za moich czasów to młodzież ..."... nie, inaczej ! Nasza młodzież będzie , mam taką wiarę, będzie lepsza od naszego pokolenia. To Jego bezdyskusyjna zasługa, że większa część młodych Polek i Polaków nie zagubi się w świecie kreowanym przez media, reklamę, kłamstwa polityków. Nie zostaną sprowadzeni do "statystycznego konsumenta", Pesel-u czy ciemnego elektoratu. Poniosą dalej dumę i świadomość tego KIM a nie czym, są.
Obawiałem się, że pierwsze obserwacje i obawy co do zachowań młodych ludzi w Polsce, po wejściu nowego systemu gospodarczego, a zarazem systemu wartościującego staną się stanem klęski prawdziwych wartości człowieczeństwa. Odetchnąłem...
autor: tomek - Zamieszczono: czw kwie 07, 2005 10:46 am
Przyjdzie czas na porównanie wtorkowej uroczystości warszawskiej ze spontanicznymi zgromadzeniami, takimi jak dzisiejsze w Krakowie, czy również wcześniejsze warszawskie. Na porównianie postawy będących z Narodem i umiejących wyrazić nasze myśli i cierpienie od tych nie będących i nie potrafiących. Kościół jest w naszych sercach.
pzdr
autor: Romek - Zamieszczono: czw kwie 07, 2005 12:22 pm
Dla mnie reakcja Polaków jest niesamowita, wspaniała ale też naturalna i gdzieś tam, można się jej było spodziewać (choć np. kibole... no nie, chyba jednak w tym momencie kibice... zaskoczyli mnie totalnie).
Bardziej uderzyło mnie to, jak ludzie reagują na świecie. Utwierdzam się wtedy w przekonaniu, że pryzmat patriotyzmu i osobistego stosunku do Ojca Świętego nie ma tu decydującego znaczenia. Że to nie jest nasza narodowe, ale globalne odbieranie jego Wielkości.
I właśnie wtedy czuję się dumny z tego, że jestem Polakiem
autor: torek - Zamieszczono: czw kwie 07, 2005 5:52 pm
Pięknie Piszecie, bo żarliwie i tak...naiwnie, ale ja też chcę być taki naiwny. Myślę, że byliśmy świadkami wydarzenia raz na tysiąc lat. Cała ziemska posługa Ojca Świętego była takim ciągiem wydarzeń. Nic dziwnego, że to co dzieje się po Jego śmierci jest też wyjątkowe.
autor: tomek - Zamieszczono: pt kwie 08, 2005 8:18 am
Znalezione ...
owcarek_podhalanski@op.pl, 2005-04-05 13:53
Ku pokrzepieniu serc
Ścisko sie nom syćkim serce, kie widzimy w telewizji nasego Papieza na katafalku. Ale tak naprowde to go na tym katafalku nimo, on jest w inksym, pikniejsym miejscu! I cy wyobrazocie se, jakie pikne w tamtym właśnie miejscu musieli zgotować mu powitanie? Pewnie jak otworzyły sie przed nim bramy raju, to az oniemioł, kie uźrzoł tłumy, ftóre wysły mu na spotkanie. Syćkie janiołki i syćka święci wysli mu na przeciw. Bo to, ze do raju przybywajom kolejne dusycki, to codzienność, ale to, ze przybywo dusa kogoś tak niezwykłego, to sie zdarzo ino roz na kilkaset roków! Az bidny był nas Papiez, kie tak cały tłum sie rzucił na niego, bo kazdy fcioł go powitać pierwsy. Rumor sie zrobił i harmider. Całe scynście, ze w niebie syćka som nieśmierztelni, bo tak sie tratowali i święci, i janiołki, ze ofiar tego zamiesania byłoby niemało. Na prózno święty Pieter usiłowoł uspokoić tłum, na prózno prosił o zachowanie nalezytej powagi. Dopiero jak zagroził, ze pójdzie na skarge do Pona Bócka, to sie syćka uspokoili i zrobili nasemu Papiezowi przejście, coby mógł sie udać do Ponobóckowej bacówki. A hań - juz sam Pon Bócek na niego cekoł.
- Witojze ku mnie, Janie Pawle! Nawet se nie wyobrazos, jak haw syćka na ciebie cekaliśmy! - zawołoł Pon Bócek po góralsku (Pon Bócek zawse godo po góralsku, bo jest Najwyzsym Bacom, a językiem urzędowym w niebie jest góralski), a potem chycił papieza w swe ramiona i uściskoł go nieskońcenie serdecnie. Następnie spoźrzoł mu w ocy i w tyk ocak zauwazył jakiś taki smutek. Zdziwił sie straśnie i spytoł:
- A cemuz to jesteś smutny, Janie Pawle? Dyć w niebie jesteś i haw nimo miejsca na smutki ...
Zaroz jednak machnął rękom i zawołoł:
- Racja! Po co sie pytom! Dyć jestem Ponem Bóckiem i wiem syćko! Tobie, mój Janie Pawle, jest smutno, bo ci zal tyk syćkik ludzi, co zostali na ziemi i płacom za tobom.
Papiez skinłą głowom.
- Nie martw sie, Janie Pawle - pedzioł Pon Bócek. - Coś na to wymyśle. Dyć od tego jestem Ponem Bóckiem, coby na syćko znaleźć rade.
Pon Bócek siodł se na stołku, ftóry zrobił mu sam święty Józef i zacął sie zastanawiać.
- No to moze - pedzioł w końcu - powinienek zrobić cud i cie wskrzesić, cobyś wrócił sie na ziemie?
Wartko jednak odrzucił ten pomysł.
- Nie! To nie bedzie dobre! Dyć prędzej cy później musiołbyś umreć znowu - i wtedy ludzie pgrązyliby sie w rozpacy po roz drugi.
Pon Bócek podrapoł sie po głowie i znów zacął myśleć.
- A moze syćkik ludzi płacącyk za tobom powinienek teroz ściągnąć ku nom, do nieba? Ale nie! To tyz jest zły pomysł! Nie moge telu dobryk ludzi zabierać z ziemi, bo wtedy nie bedzie mioł fto mi pomóc w docieraniu do serc złyk ludzi.
Nagle Pon Bócek hipnął w góre i klasnął w dłonie.
- Wiem! Juz wiem! - uciesył sie. - Dyć jo ciągle robie wyciecki na ziemie, coby zobacyć, jak se ludzie radzom i cego potrzebujom. No to bedzies na te wyciecki chodził rozem ze mnom, a ci, ftórzy cie kochali, bedom culi, ze jesteś przy nik!
Papiez od rozu sie na to zgodził i smutek z jego twarzy znikł całkowicie.
- Zreśtom to i lo mnie bedzie lepiej - stwierdził Pon Bócek. - Nudno tak było chodzić na ziemie samemu. A we dwók - zawse bedzie raźniej.
No i zaroz obaj zacęli sie zbierać do drogi. Pon Bócek spakowoł dwa plecaki, ftóre dostoł w prezencie od Jarchanioła Rafała, doł papiezowi pare mocnyk turystycnyk butów, ftóre usył święty Kryspin i rusyli obaj ku ziemi, ku syćkim ludziom, coby ik pilnować, cuwać nad nim i w rozie potrzeby im pomagać (ino w taki sposób, coby nie zauwazyli, ze ta pomoc to cud). I takie wyciecki ku ludziom bedom rozem robić juz do końca świata.
Nie wiem, cy wierzyliście w to, co wom opowiedziołek. Fcecie - to wierzcie, nie fcecie - nie wierzcie. Ale w to, ze nas Papiez bedzie nad nomi cuwoł i nom pomagoł, musicie uwierzyć, bo to jest prowda! Hau!
autor: Andrzej K - Zamieszczono: pt kwie 08, 2005 10:49 pm
posłuchałem jeszcze raz kazania kardynała Ratzingera
i jeszcze raz końcowkę
puściłem to sobie parę razy
poczytałem je
po polsku, niemiecku, angielsku
i ten kawałek
...Papież stoi teraz w oknie domu Ojca, patrzy na nas i nam błogosławi...
i jakoś mi lżej
autor: tsx - Zamieszczono: pn kwie 11, 2005 7:19 am
Ku pokrzepieniu serc .... jest to bardzo piękne.....
autor: tsx - Zamieszczono: pn kwie 11, 2005 7:24 am
Napiszę raz jeszcze.
"ODSZEDŁ WIELKI CZŁOWIEK,
PAMIĘĆ O NIM NIGDY NIE ODEJDZIE
autor: Andrzej K - Zamieszczono: pn kwie 11, 2005 9:21 pm
taka sobie historyjka, wydaje mi się że w temacie
WIARA
W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego: - Wierzysz w życie po porodzie? - Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem. - Głupoty Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać? - No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią.... - No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina. - No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć. - Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest? - No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było. - Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma... - No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później."
autor: Mariusz - Zamieszczono: wt kwie 12, 2005 7:52 am
ŻYCIE
Trzech wędrowców stanęło przed górą ukrytą w środku wielkiej dżungli. Wysoką, piękną i budzącą respekt.Przez dżungle szli długo, nie wiedząc właściwie dokąd.
Wierzchołek góry sięgający chmur obiecywał piękne widoki. Stanęli przed pionową gładką ścianą . Nie sposób było wejść.
-Ech gdyby tak podskoczyć wysoko by znaleźć się na szczycie i móc podziwać widoki - pomyślał jeden. Usiadł z zaczął rozmyslać. Żeby się znalazła jakaś siła, która by uniosła w górę. Znalazł nawet powód dla którego ta siła miała by go unieść - wtedy góra nie była by naruszona - nadal dziewicza, bo w sposób fizyczny nikt by na nią nie wchodził.
Zaczął gorąco prosic Boga by go uniósł.
Dwaj pozostali postanowili sprawdzić czy na górę nie ma innego wejścia. Szli dosyć długo gdy nagle pionowa do tej pory ściana zaczynała się pochylać i pojawiły się bruzdy na jej powierzchni. Gdybyśmy tak umieli się wspinać można było by na górę wejść - pomyśleli.
Jeden z nich postanowił zgromadzić sprzęt wspinaczkowy i nauczyć się wspinać, drugi nie chciał emocji, nie czuł sie na siłach i postanowił pójść dalej.
Szedł długo, bardzo długo i w końcu góra okazała sie łaskawa. Znalazł niestromą krętą ścieżkę . Bez problemu mógł nia podążać na szczyt.
Wędrówka trwała długo, bo i droga długą była.
Gdy pierwszy medytował i wyrażał głęboką chęć bycia uniesionym, drugi przeżywał niebezpieczeństwa, ale też i chwile radości, wzruszeń wywołanych pięknymi widokami odsłaniającymi się w miarę wzrostu wysokości na jakiej się znajdował. Trzeci szedł ścieżką wśród drzew podziwiając piękno przyrody, ale nie widząc nic poza lasem, który zasłaniał widoki.
Mijały dni, tygodnie, miesiące i przyszedł czas by zakończyc wyprawę i wracać do domu.
Medytujący zebrał swoje rzeczy i drogą jaką przyszli zaczął powrót. Droga powrotna była długa i mecząca.
Wędrujący ścieżką wyszedł na skraj lasu i zobaczył, że można powrót do domu skrócić nieco. Jego trud podchodzenia został wynagrodzony - miał czas by jeszcze posiedzieć, pomyśleć i trzeba było wracać.
Wspinacz z wysokosci na jakiej się znajdował mógł jak na dłoni zobaczyć którędy droga do domu wiedzie - najprostsza i najkrótsza.
Mógł się wspinać jeszcze przez czas jakiś, bo zjazd na linach nie trwa długo, i choć zdawał sobie sprawę, że na szczyt nie dotrze, to dla samego piękna góry warto było wspinać się.
Wszyscy trzej razem znaleźli się w domu.
Żaden z nich nie stanął na szczycie góry.
Każdy z nich zrobił to, na co go było stać psychicznie. Każdy z nich miał w sobie innego ducha działania, który w różnym stopniu umiał podporządkować sobie ciało.
Żyli dalej razem, wiele razy opowiadając sobie o wyprawie. Nie było sposobu, by podzielić się rzeczywistymi odczuciami - pozostały opowiadania i wyobraźnia....
.... i tylko czasami robiło się dziwnie, gdy przez umysł medytującego pod pionową ścianą przebiegała myśl - ech - gdybym poszedł nawet tą łatwiejszą drogą, ileż wiecej bym zobaczył - przecież mogłem to zrobić - nie był to wielki wysiłek. Niejednokrotnie też przez głowę wędrującego długą ścieżką przebiegła myśl - gdybym nie tylko mięśnie i cierpliwość zaprzągł do działania, ale i umysł - mógłbym się nauczyć wspinać i zobaczył bym więcej.
Wspinacz też miał różne myśli - właściwie nic sobie nie mógł zarzucić - zrobił wszystko na co go było stać, ale może można by było szczyt osiągnąć gdyby.....
autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt kwie 12, 2005 6:55 pm
dzięki Mariusz