Filmy szkoleniowe
autor: maćko - Zamieszczono: czw gru 14, 2006 9:12 am
Skoro nie ma jeszcze śniegu to można sobie pooglądać filmy szkoleniowe DemoTeamu SITN:)
SITN Demo Team - filmy szkoleniowePolecam i pozdrawiam
Maćko
autor: zagronie - Zamieszczono: czw gru 14, 2006 11:17 am
Pozwolę sobie zabrać głos na ten temat. Jestem z pokolenia, którego kiedyś uczono krystianii dostokowej, odstokowej, lekkiej(była taka). Przejeżdżania garbów, zagłębień itd. Takie wtedy były narty.
Bardzo często spotykało się też różne kursy, które większość czasu spędzały oparte na kijkach wysłuchując wykładu instruktora. Po wykładzie następowała demonstracja np. skrętu odstokowego przez wykładowcę. Po czym delikwenci usiłowali powtórzyć jego idealne wykonanie. I tak, pomału dojeżdżali do dołu.
Stary mistrz J. Joubert napisał swego czasu, w związku z nauką dzieci na nartach. Nie ma lepszego rozwiązania niż wyciąg, dobrze dobrany stok i jeżdzić, jeździć. Oczywiście fachowe oko, tudzież wzór do naśladowania(np. znacznie lepszy kolega) są bardzo pomocne. Dalej sprawa się toczy błyskawicznie, tym bardziej, że mamy dzisiaj gładziutkie łączki, a nie jakie wertepy z wystającą trawą.
To samo się odnosi do dorosłych. W zeszłym sezonie nauczyłem jeżdzić przysłowiowego szwagra, szwagierkę i ich córkę, osoby w wieku ok. pięćdziesiątki(ale nie córka). Pierwsza sprawa to poszukaliśmy odpowiedniego sprzętu na giełdzie w Rotundzie. Dalej było parę wskazówek, aby sobie pochodzić troszkę w butach narciarskich po domu, wyczuć je, trzymając kijki przed sobą na prawie wyciągniętych rękach.
Mieszkają w Stalowej Woli, więc na narty im daleko. W czasie Świąt Bożego, pojechaliśmy do Zawoi, gdzie największym problemem było znalezienie małego tależyka dla dzieci z ubitym stokiem. Pod koniec dnia jeżdzili już tym tależykiem. W dół też jakoś szło. Następnego dnia wybrałem orczyk na Mosornym Groniu. Świetne miejsce dla takich, początkujących. Postępy były szybkie. Najwięcej problemów było ciągłym trzymaniem rąk w przodzie, naciskaniem na języki(rozpięliśmy górną klamrę). Trzeciego dnia odważyli się zjechać, pod koniec, do samochodu dolną częścią bardzo stromego tu głównego stoku. Nie zabijecie się gwarantuję, spokojnie, tylk osłuchać, co mówię.
Kolejny przyjazd do Wadowic w styczniu rozpoczął się od rozgrzewki na orczyku, póżniej główny stok. Oczywiście wywrotek było na początku co nie miara, póżniej udawało się przejechać sto, dwieście metrów, bez leżenia. Ciągle - ręce do przodu, naciskać na języki, wbicie kijka, skręt. Szwagierka był kilkanaście lat temu parę razy na nartach i nabyła przyzwyczjenia trzymania łokci przy sobie. W sumie spędzili pod moim okiem 6 dni.
Wybrali się następnie, samodzielnie do Białki na jeden dzień i stwiedzili, że coś tu za płasko. Nastęnie skoczyliśmy na dzień do Cichego i sezon się skończył. Na Święta jadą sami do Cichego(śnieg!). W ferie do Krynicy. Są już samodzielni. Mieszczą się swobodnie w osiemdziesięciu procentach jeżdżących po stokach. Szwagier(to znaczy ja) napewno się jeszcze przyda. Nauka na nartach się nigdy nie kończy, co wiem z własnego doświadczenia. Ale dzisiaj, przy karwigach, gładkich stokach, wyciągach - nauka to bułka z masłem a nawet szynką.
To moje instruktorzenie przyniosło mi wymierne korzyści w postaci fajnych, skórznych rękawiczek Rossigniola. Ale największa satysfakcja, że mamy w rodzinie kolejnych, zwariowanych ludzi(np. teraz, gdy w Małym Cichym może na Święta nie być śniegu już ich skręca).
Pozdrowienia
autor: Romek - Zamieszczono: pt gru 15, 2006 2:00 pm
Ale największa satysfakcja, że mamy w rodzinie kolejnych, zwariowanych ludzi(np. teraz, gdy w Małym Cichym może na Święta nie być śniegu już ich skręca). No i przez takich mamy wszędzie kolejki do wyciągów!
autor: _marcin_ - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 11:06 am
Na jakieś, bodajże amerykańskiej, stronce znalazłem kiedyś niezłe moim zdaniem filmy szkoleniowe:
długi skręt carvingowy - pięknie
krótki skręt klasyczny - też bym tak chciał
krótki skręt carvingowy - ładnie, ale nie powala na kolana
jazda po muldach - dla mnie mistrzostwo świata
autor: zagronie - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 4:29 pm
Jakieś zbliżenie do mistrzowstwa województwa byłoby, gdyby:
1. Muldy(powiedzmy "górki") byłyby znacznie większe
2. Śnieg byłby ubity jako całość - przez tysiące nart
3. Stromizna znacznie większa
2. Narty dwumetrowe
Na karwingach(o odpowiedniej charakterystyce) to czysta frajda i przyjemność przy tym śniegu. Bardzo mało karwingowców tak potrafi zjechać, bo poprostu się nie nauczyli i nie uczą w takim terenie. Najłatwiej jest jeździć po wygłaskanym sztruksiku. Tutaj trzeba ciężko pracować, szczególnie przy stromym stoku, gdzie nie można odpuścić ani jednej muldy.
Jako stary koń dziwię się, jak dzisiaj łatwo można się nauczyć jeżdzić na nartach tak, by były dostępne prawie wszystkie ubijane stoki. Jednocześnie nigdy się nie dojdzie do poziomu, niektórych dawniejszych mistrzów boazerii. Płynna i szybka jazda po muldach pojawia się po latach walki z nimi, nie wspominając o potrzebie świetnej kondycji.
Pozdrowienia
autor: o_O - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 4:52 pm
Na jakieś, bodajże amerykańskiej, stronce znalazłem kiedyś niezłe moim zdaniem filmy szkoleniowe:
długi skręt carvingowy - pięknie Smile
krótki skręt klasyczny - Shocked też bym tak chciał
krótki skręt carvingowy - ładnie, ale nie powala na kolana
jazda po muldach - Shocked Shocked Shocked dla mnie mistrzostwo świataMi sie wydaje ze te filmiki sa sprzed kilku dobrych lat gdy jezdzilo sie na tzw. polcarvingach
W kazdym razie jazda tego pana moze wtedy bylaby dla mnie godna podziwu, ale teraz to na kazdej trasie mozna spotkac tak jezdzacego amatora - tzw. zaawansowany narciarz z zacieciem sportowym
Mi jazda po muldach nie sprawia najmniejszej przyjemnosci wiec po nich nie jezdze
autor: Maciek - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 5:34 pm
Mi jazda po muldach nie sprawia najmniejszej przyjemnosci wiec po nich nie jezdze Very HappyBo nie próbowałeś na wiosnę na Goryczkowej na firnie. Rewelacja Jazda po muldach naturalnych charakteryzuje się częstą zmianą rytmu (zależną od ukształtowania terenu) oraz krótkimi skokami z garbu na garb, gdy nie ma miejsca na skręt między nimi. Trzeba mieć sporo pary i dużą elastyczność. O tzw. objeżdżeniu nawet nie wspomnę.
A filmiki niezłe, ale widać, że jadący dość słabo stosuje technikę carwingową. Np w krótkim skręcie podnosi wewnętrzną nartę nad śnieg (typowe dla skrętu zawodniczego ileś tam lat temu). A długi carwingowy jest zupełnie marny (prowadzenie nart). Jak sugeruje o_O, zapewne gościu jedzie na półcarwingach.
autor: zagronie - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 6:21 pm
Zasadą jazdy po muldach jest ciągłe utrzymywanie nart na śniegu. Wyjeżdżając na górkę, podciągamy błyskawicznie kolana do góry, opierając się na kijku. Zjeżdżając w muldę prostujemy się z kolei bardzo sybko. Szybkość ruchu dyktuje teren i szybkość jazdy. Ideałem jest, gdy środek ciężkości ciała, umieszczony w pobliżu pasa, nie doznaje gwałtownych przyspieszeń w górę i w dół. Powinien poruszać się niejako na pewnej stałej wysokości nad terenem. Wtedy nie ma gwałtownych uderzeń na kolana, czy skoków, które wyjątkowo męczą nogi. Trudności wzrastają przy powiększaniu muld, twardości śniegu(twarde, stare muldy), szybkości jazdy. Na nartach karwingowych jest to cześciowo jazda na krawędziach, cześciowo są to uślizgi. Przy niewielkich muldach można ciągnąć po nich długi skręt karwingowy, szczególnie gdy śnieg jest miękki. Jest to jednak męczące.
Umiejętniść jazdy po muldach bardzo się przydaje w terenie bardzo wąskim, słabo przygotowanym. Inna sprawa, że tak monstualnych muld jak w erze przedratrakowej już nie ma. Poprostu wtedy, codziennie narciarze jeździli po tym samym terenie i nikt go przez całą zimę nie równał. Jedynie wiatr i padający śnieg równały muldy.
Pozdrowienia
autor: Maciek - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 6:59 pm
Inna sprawa, że tak monstualnych muld jak w erze przedratrakowej już nie ma. To były czasy A i człowiek deczko młodszy
autor: Romek - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 7:22 pm
Bo nie próbowałeś na wiosnę na Goryczkowej na firnie.Albo na Golgocie w Szczyrku
autor: lusnia - Zamieszczono: sob gru 16, 2006 9:15 pm
Albo na Golgocie w Szczyrku HEJ, PRAWDU KAŻE!!!
Przypomniałem sobie sfilmowane austriackie pozatrasowe muldy w środku sezonu
http://jsch.itcom.pl/StAnton.mpg
autor: zagronie - Zamieszczono: ndz gru 17, 2006 8:10 pm
Na Golgocie szybko się tworzą muldy. Ruch tu jest duży i w drugiej połowie dnia już trzeba mocno pracować. Odrazu też widać, kto sobie wtedy radzi. Rano na gładkim stoku widzi się nieraz dużo ładnie jeżdżących. Gdy porobią się spore muldy, rzadko kto robi wrażenie. Jak jest duży tłok należy sobie wyznaczyć "szlak" koło lasu, powiedzmy o szerokści 4-5 m i wertikalem wybierać każdą muldę. Po 100, 200 m ma się dosyć. Niemniej jest to świetne ćwiczenie, jeśli ktoś ma ambicje sportowe i próbuje jeździć na tyczkach, ale ustawionych do SL(slalomu).
Pozdrowienia
autor: Romek - Zamieszczono: pn gru 18, 2006 8:46 am
ak jest duży tłok należy sobie wyznaczyć "szlak" koło lasu, powiedzmy o szerokści 4-5 m i wertikalem wybierać każdą muldę.Dokładnie tak! Najlepjej zawsze jeździło mi się po prawej (patrząc w dół) stronie tuż przy lesie. Gdy byłem na etapie rozwijania swojej jazdy (hmmm...) zwróciłem pewnego razu uwagę na gościa, który śmigał tak bardzo pięknie, króciótkim skrętem i niedoścignionym wtedy "kolankiem pod kolanko"
Jeździłem za nim przez cały dzień i podpatrywałem, próbując naśladować. Pod koniec dnia było z moją jazdą zdecydowanie lepiej
autor: zagronie - Zamieszczono: pn gru 18, 2006 1:15 pm
Przepuszczenie jednej muldy powoduje, że rytm się zatraca i wypada się z trasy. Z drugiej strony, w miarę jazdy czuje się jak ciało staje się coraz cięższe. Mózg mówi dasz radę skręcić, ale pojawia się jakieś opóźnienie. Można wtedy dokładnie wyczuć jak trudno zawodnikom z PŚ jest przejechać pod koniec slalomu, gdzie bramki są nawet łatwiejsze. Można powiedzieć, że początek SL to nerwy, potem następuje pewne uspokojenie i płynna jazda(ew. jakiś błąd). Koniec przejazdu to "ociężałość" ciała i nieraz mniej płynna jazda, rwane, wymuszane skręty.
SL to tylko ok. 60 skrętów w tempie średnio, każdy poniżej jednej sekundy. Nie możemy się dochować w Polsce człowieka, który by to potrafił.
Pozdrowienia
autor: Maciek - Zamieszczono: pn gru 18, 2006 4:31 pm
Przepuszczenie jednej muldy powoduje, że rytm się zatraca i wypada się z trasy. Oczywiście niekoniecznie tak musi być. W momencie, jak nie można się zmieścić w muldzie, dobrym wyjściem z sytuacji jest skok z garbu na garb, umożliwiający odzyskanie płynności. Wiem to z praktyki, bo bardzo lubiłem jeździć po muldach (obecnie jakby nieco mniej... )