ďťż
Glungezer 2008





autor: qbas - Zamieszczono: sob lut 09, 2008 9:01 pm
Zaczęło się jak zwkle niewinnie. Piątek po południu samochód już zapakowany (swoją drogą zastanawaim się, czy jeśli bym kupił tira z naczepą 80tką to moja KM te by go zapakowała do pełna?). Wyjeżdżamy jak zwykle w kierunku na Poznań potem Świecko i dalej chcę wypróbować nową trasę polecaną przez znajomych. Nie standardowo Berlin - Monachium tylko Drezno - Regensburg i dalej. Droga super jak na mnie aż za super bo strasznie usypiająca przez brak samochodów. Normalnie na trasie to się widzi pełno koło siebie a tutaj dupa jeden samochód na 10 min. Ale niezrażony jadę. To moja pierwsza trasa w tym kierunku tą drogą więc postanowiłem przetestować GPSa. Muszę powiedzieć, ze zdecydowanie zmieniło się moje podejcie do zaufania pokładanego w tym urządzeniu. Znaczy nie, żebym z niego rezgnował jednak zauważyłem pewne mankamenty związane z brakiem zaawansowanego planowani podróży. Oczywicie cała droga była zaplanowana jednak okazało się, że trzeba bardzo dokładnie klikać waypointy bo w przeciwnym razie GPS może nam powiedzieć o 1szej w nocy, że nagle mamy zawrócić na autostradzie. Ale generalnie dorga bez przygód w tamtą stronę. Dojechaliśmy w sobotę nad ranem. Na dole wiosna radosna śniegu zero.



Gdybym nie widział na kamerze internetowej to chyba bym zawrócił i pojechał z powrotem do domu. Nic to postanowiliśmy srobić mały rozruch z dzieciakami na pozotałościach sztucznego śniegu na dole.





Opornie to szło jak widać ale z powodu braku śniegu oraz weekendu tutaj też szkółka zamknięta i KM postanowiła sama pouczyć Maxa jeździć. Na początku szło to dość opornie jak widać ale na koniec można powiedzieć, że zdecydowanie się to opłacało. Sobotę spędziliśmy zupełnie lajtowo rozkoszując się swobodą i spokojem miejsca.

Niedziela

zaczęli kombinować coś z pogodą i włączyli chmury. Niestety zapomnieli wyłączyć wiatr i całe alpy stanęły. Wiało tak, że wszystkie wyciągi nie nadawały się do użyci dla nikogo poza marynarzami. Zdesperowani tym co będie pojechaliśmy w poszukiwaniu śniegu do położonego nieopodal resortu Kuhtai, gdyby taka pogoda miała się utrzymać dłużej. 2020 mnpm. Tam zima w pełni. śniego elegancko na rogach wszystko zasypane na biało.



Poniedziałek / Wtorek

Na szczęście górale w porę się opanowali i zaprzestali nieudanych prób ze śniegiem w związku z tym w poniedziałek od rana mogliśmy się rozkoszować przyjemnościami ujeżdzania stoków.

Przygotowania ruszyły pełną parą


i zaraz po śniadaniu znaleźliśmy się na górze.









Było cudownie. Pogoda wymarzona słoneczko, żniego lekko zmrożony a w powietrzu +8stC. Ja ujeżdzam znaną sobie trasę czerwoną a moja żona próbuje swoich sił z Maxem na niebieskiej



Okazuje się, że mały ma to we krwi i pod koniec wtorku zaczął całkiem swobodnie sobie radzic ze zjazdem pługiem.

Środa

Znów coś kombinują z pogodą. Całe szczyty zasnute mgłą. Idziemy na górkę niżej spokojnie poujeżdżać resztki jakie jeszcze zostały. Po Południu jedziemy zwiedzać fabrykę sera.



Czwartek

Na szczęście w połowie środy znów się opamiętali i wyłączyli chmury tak, że w czwartek od rana jedziemy na górę. Co prawda niebo trochę zsnute ale warunki doskonałe. Znudzony ciagłą jazdą na czerwonej (tym bardziej, że w związku z brakiem opadów zaczynają pojawiać się przecierki w niższych partaich udaję się na drugą stronę góry i jadę wyżej w poszukiwaniu śniegu.





Na samym szczycie jest wesoło. Choć śnieg twardy narty doskonale tną równy sztruksik.



Na szczęscie jest przed sezonem i na górze dosłownie minimalna ilość ludzi. Do wyciągu oczekiwanie max 2 min.

Niestety nieznajomość tras troszkę się odbija na moim ciele. Zaczynam zmieniać mój stosunek do upadków. Zaczynam wysuwać teorię: Nieważne jaki upadek, prędzej czy później zawsze się go czuje. Zdarzyło mi się też pojechać na trasie zupełnie nieutwardzonej To dopiero było doświadczenie. Zastanwaiałem się tylko czemu przejeżdzająca nieopodal grupka zjechała z trasy w inne odgałęzienie i jakoś dziwnie się na mnie patrzą jak leżę w kopnym śniegu.
Zaczynamy odczuwać zmęczenie organizmów nieprzystosowanych do codziennej eksploatacji. Schodzimy na dół trochę prędzej. Jednak nie idziemy do domu tylko jedziemy na górkę z pierwszego dnia sprawdzić postępy Maxa. I oto naszym oczom ukazał się taki obraz:



Narciarz pełną gębą.



Piątek

Niestety jest to nasz ostatnidzień. Dzień wyjazdu. Pakujemy samochód, zjeżdżamy na dół do Innsbrucku i tankujemy. Ruszamy na Ga-Pa - Monachium - Drezno itd. Na liczniku 183 km od tankowania, prędkość 120 km/h nagle w kabinie robi się głośno. Napewno opona. W tym momencie wydarzenia dzieją się błyskawicznie zwalniam do 80ciu/h opona pęka. Zanim się zatrzymałem opona zaczyna się dymić. Niewiele brakuje do zapalenia. Całą kabinę wypełnia swąd palonej gumy. zatrzymuję się na poboczu i zaczynam wymieniać oponę. Niestety urok podróżowania z moją żoną polega na tym, że każda możliwa przestrzeń jest załadowana. W tym bagażnik, który musiałem dopychać kolanem. Hmmmm gdzie jest opona? Oczywiście n samym dnie bagażnika więc nie zważając, że to nielegalne wypakowuję wszystko z bagażnika. Wyglądam jak p......y Rumun. Cała operacja w przypływie adrenaliny trwa około 20 min. Opona nie nadaje się do niczego. Gorzej, że na zpasie mam tylko letnią. A do domu jeszcze 1000 km. Nic zaczynam jechać z duszą na ramieniu modląc się do Św Krzysztofa o opiekę nademną. Po drodze co chwila wypadki. Wieczorem zaczyna padać deszczi i spada temperatura. Robi się +2 jeśli spadnie do 0 będę musiał stanąć. Na szczęśćie za chwilę robi się +4. I tak z duszą na ramieniu dojechałem do Toronto.




autor: Darek - Zamieszczono: ndz lut 10, 2008 12:02 pm
Fajnie.



autor: Maciek - Zamieszczono: ndz lut 10, 2008 1:24 pm
Miło że mieliście fajny wyjazd No i że junior zrobił wielki krok w kierunku narciarstwa. Teraz postępy będą spektakularnie szybkie. Obawiam się, że szybko przegoni ojca Tak było u mnie



autor: Tomasz Gornicki - Zamieszczono: ndz lut 10, 2008 10:21 pm
Bardzo lubie takie sprawozdania. Zwiezly, rzeczowy tekst okraszony dobrymi zdjeciami(Ach !Gdybym to jak tak potrafil ) Trzeba bylo sie wybrac w tym roku do Szwecji. Tu nawalilo sniegu od groma(w gorach) i temperatury narciarskie(takie do -10 stopni i slonce). Przygody z opona ci nie zazdroszcze ale miales i tak szczecie ze rezerwa byla normalnym kolem a nie taka mala kopia kola. Co do mieszaniny kol zima -lato to najwazniejsze by miec "zime" na kolach napedowych. No Ty naprawde jezdzisz ekonomicznie Pozdrowienia Tomasz




autor: qbas - Zamieszczono: pn lut 11, 2008 8:02 am
No mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane się tam wybrać. Co do opony zapasowej to całe szczęście, że nie miałem takiego zestawu naprawczego jaki teraz dają do Volkswagena albo Audi. Bo z tą pianką to nic bym nie zrobił. A jeśli idzie o ekonomikę jeżdżenia ze skiboxem to sam byłem w szoku, średnie spalanie na trasie wyszło mi 5.5 l/100 km