Jak to w Rokytnicach było.
autor: Andrzej K - Zamieszczono: śr mar 15, 2006 6:53 pm
Pomysł krótkiego wyjazdu został zaakceptowany przez KM. Termin w miarę odpowiedni. Rokytnice, jako miejsce nartkowaniam, po obglądzie zdjęć z grudniowego WZFu i szczególnie z mojej styczniowej wycieczki zostały zaakceptowane do rozruchu, szczególnie stok ModrĂĄ HvÄzda. No cóż KM nie jest może na poziomie czołówki pucharu ale zawsze będzie okazja do wspólnej zabawy na stoku.
Przed wyjazdem wspaniała wiadomość:
Mogę pożyczyć na te 4 dni najnowsze nartki z kolekcji Voelkla na sezon 2006/2007. Wybór pada na Supersporta allstar (168) i Racetigera SL (160). Założenie jest takie: ja polatam na Supersportach a KM zobaczy co mało wprawny narciarz może zrobić na slalomce i to trochę przydługiej (KM ma 165).
Zabieramy również 2 przyjaciół. W zasadzie chodzi o to, żeby wyrwali się na 4 dni a jak będą chcieli to mogą popróbować nartkowania. Obiecuję im poświęcić po 2 godzinki dziennie. To i tak zostanie dla mnie 6 godzin.
Piątek 4.30 startujemy z Poznania do Puszczykowa po przyjaciół.
Ostateczne pakowanie auta i w drogę. W zasadzie bez problemów dojeżdżamy do Rokytnic. Dochodzi 11. Wyładowujemy toboły z auta. Towarzystwo dostaje zadania kwatermistrzowskie czyli rozpakowanie tobołów i wizytę w potravinach celem zakupienia odpowiedniej literatury narciarskiej na wieczór, a ja przebieram ciuszki, szykuje nartki i hyc na górkę. Jest koło zera i na drodze trochę blabry. Ale stok przygotowany bardzo dobrze, nie pokopany i prawie pusty.
W kasie uiszczam opłatę za jezdinkę do końca dnia. I heja. Koło 15 pojawia się reszta.
Więc najpierw próby co się stanie po połączeniu delikwentów z nartami i postawieniu na śnieg.
Myślę o tym z małym niepokojem. Po prostu nie wierz nigdy kobiecie. Dlaczego? Ano lata całe byłem przekonany, że KG (koleżanka Gosia) jeździła na nartach. Tak opowiadała a poza tym pamiętam jak przed matura dumnie obnosiła rękę w gipsie złamaną na nartach. Jednak dopiero na widok nart, śniegu i górki przyznała się, że jej jazda na nartach to parę prób dreptania na nartach na łączce przy domu, w którym mieszkali w Zakopanym, a rękę złamała jak niosła narty robiąc gilotynę z nart i kijków. Zresztą zwyczaj noszenia sprzętu jak wiązki chrustu jej pozostał i ciągle było trzeba ją prostować, że narty najlepiej złożyć, a kijki chwycić druga ręką. Pierwsze próby - tragedia. Strach powoduje u obojga całkowite spięcie . W zasadzie ograniczamy się więc do szurania nogami po śniegu i prób jazdy w skos stoku. Próby skrętu czy pługu kończą się niestety kontaktem ze śniegiem czyli mamy etap: trochę do przodu i bęc. Oboje boją się ruchu naprawdę z niewielką prędkością i mają problemy z łapaniem równowagi. KJ (kolega Janusz) odpuszcza. KG podejmuje próbę wjechania talerzykiem. Po paru bęc w zakrętach (też metoda zmiany kierunku) udaje nam się zjechać w dół. I nawet przejechać pługiem jeden skręt. Zostaje 15 minut do końca więc jeszcze szybkie 3 zjazdy i dojeżdżam do nich na herbatkę z rumem.
Do kolacji raczymy się gambrinusem (kto wie kto to był Gambrinus ?). I wieczorne spotkanie z literatura narciarską.
Sobota
Idę rano na krótki spacer po okolicy w stronę Svetlanki. Niski pułap chmur nie zachęca do wyprawy na Horni Domky. Prószy śnieg. I jest lekki mróz.
Śniadanie o 8 i ruszam na górkę. Jest prawie pusto. piękny sztruksik. Bawię się kreśleniem długich łuków. Nartki prowadzą same. Wystarczy je trochę pochylić i nawet przy małej prędkości wchodzą bez problemów w skręt. KM z respektem walczy ze slalomkami. Jednak kiedy przestaje im przeszkadzać to okazuje się, że tez jadą same. Mimo, że dość długie jak dla niej i na dodatek jest dość lekka, to bez większego wysiłku wchodzą w skręt.
Na stoku zaczyna się trochę zaludniać. Trudno jednak mówić o tłoku.
Pojawiają się też perszingi. To takie połączenie nart z kaskiem w wieku przedszkolnym. Jeździ to samo na wyciągu, staje do góry i rzuca się w dół. Ewenementem był maluch ledwo chodzący i wyjący jak opętany. Uspokajał się po założeniu nart i z podziwem patrzeliśmy jak na tych nartkach poruszał się dużo sprawniej jak bez.
Pogoda marcowa. Momentami wali śnieg taki, że prawie nic nie widać, a za chwilę przez chmury przebija się słońce.
Dochodzą moi naukowcy. KJ rezygnuje z nauki, narzeka na ból w złamanej na jesieni ręce. Może tak lepiej. Ale za to ma kto robić zdjęcia. KG zawzięła się i postanawia próbować dalej. Zostawiam więc KM próbującą Tygrysem felka skrętu ciętego a sam próbuję coś zrobić z KG. Na początek najskuteczniejsza okazuje się metoda wożenia na kijkach. Jeżdżę sobie tyłem pługiem a KG wożę za sobą, prowadząc ją na kijach. Po paru takich zjazdach podejmujemy próby jazdy samodzielnej. Próbuję pokazać, jak dociążyć nartę i nawet trochę to wychodzi. Z trudem, ze względu na wielkie usztywnienie, ale idzie. I znów parę zjazdów ze skrętem płużnym. KG ma dość i kończy lekcję po 2 godzinach. Wydaje mi się że i tak dobrze poszło.
Przerwa na jagertee i małe conieco w barze na dole.
Naukowcy idą odnieść narty i na spacer. KM idzie z nimi. Zostaję sam. I właściwie do końca dnia hebluję stok próbując Supersporta. Łagodność stoku pozwala na różne manewry . Ćwiczę sobie różne skręty, bardzo szeroki i ciasne. W każdych warunkach narta idzie lekko i tak trochę jakby sama skręcała. Po paru próbach bez większego problemy udaje mi się wykręcić kółeczko i trafić w swój własny ślad.
Narty mają wiązania iPT z Pistonem. W nowym wykonaniu znany już tłumik drgań został wywalony przed przednie wiązanie i zaopatrzony w długą dźwignię. I musze powiedzieć, że działa rewelacyjnie jak chodzi o tłumienie drgań. Próbuje trochę nartki w głębokim śniegu, poza głównym stokiem. Idzie dobrze. Problemy raczej wynikają z moich nienajlepszych umiejętności. Parę razy zjeżdżam na Bahince, gdzie jest stromiej i można bardziej się rozpędzić. Też extra.
Pod koniec dnia towarzystwo dochodzi zobaczyć czy jeszcze żyję i donosi slalomkę. Wychodzi zaleta wiązań systemu MOTION. Zmiana ustawienia z parametrów KM na moje i dopasowanie wielkości zajmuje 2 minuty. Parę razy zjeżdżam na Racetigerze. Też dobrze, ale trochę dziwnie się czuje na narcie niższej ode mnie o 25 cm. Słucha, wchodzi w skręt. Jednak pewniej czuję się na Supersporcie. Sądzę, że to psychiczne opory. Tak naprawdę jeszcze nie tak dawno (jakieś 7 lat temu) jeździłem na narcie 205 cm. I nadchodzi nieuchronny moment zamknięcia wyciągów. Wyjeżdżają ratraki i zaczynają prasowanie stoku.
Więc w poczuciu dobrze spędzonego na nartach dnia pożegnalne jagertee i do domciu. Ściągając buty stwierdzam, że w miałem je na nogach ponad 8 godzin. I czuję to. Szczególnie w paluszkach.
W narciarni stoi parę ładnych nartek. Zauważam Supersporta 5stars z ubiegłego sezonu. Chcąc pokazać KJ różnice dotykam go i szok. Więc macam dokładniej. I żal ściska serce. Jak można tak zniszczyć nartę. Krawędzie w dotyku jak przejechane raszplem, ślady rdzy, ślizg pewnie nie widział smaru od wyjścia z fabryki, popielaty i wysuszony, o rysach nie wspomnę. Jeszcze parę takich nart stoi w narciarni. Poniszczona slalomka atoma, rybak z rudymi krawędziami. Jak się okazało później na weekend zajechali "narciarze" (nasi rodacy). Służbowe ciężarówki, hałaśliwi i postawa: co to nie ja. Ponieważ przy kolacji są dość głośni więc słuchamy opowieści narciarskich. Głośno, żeby wszyscy słyszeli padają hasła: Stubai, Kasprowy. Tylko reszta tekstu ŻENADA. A narty bym im zabrał za brak szacunku dla sprzętu. Bo i tak z rozmów wynika, że większość dnia spędzili w barze.
Wieczorkiem najpierw w barze KG dostaje w nagrodę za postępy: pucharek (do wypicia) zimowego jabłuszka. A potem wieczorek literacki. A za oknem zaczyna padać śnieg.
Niedziela
No i napadało przez noc jakieś 25 cm tego białego. Nad zaspami zasłaniającymi okna jadalni widzimy ratrak prasujący nocną dostawę śniegu.
Przebieg dnia w zasadzie podobny. KM ćwiczy skręty i coraz bardziej chwali Racetigera. Im mniej jej przeszkadza tym lepiej jedzie. W zasadzie tylko na jedno narzeka, na obsługę talerzyka. Panowie widząc co ma pod stopami nie kwapią się zbytnio z pomocą. A ostrzegałem, że jak ktoś robi dobre wrażenie sprzętem i strojem, a na dodatek zobaczą, że nie ma kłopotów z jazdą, to przy prawie pustym wyciągu nie rzucają się z pomocą, przecież taki sobie poradzi. Ja idę na mini tor do crossu zanim przyjdą perszingi. Mały odcinek, jakieś 350 m, za mniejszym talerzykiem nasypali gospodarze górek i pokopali doły. Szkoda że w rozmiarze na preszingi. Ale parę razy udaje mi się to przejechać. Też fajnie, ale momentami mam stracha widząc jak narta się gnie w momencie przejeżdżania dołków. Ale jak prawdziwa gwiazda znoszą to dobrze a i ja przeżywam. Ponieważ pojawia się stadko maluchów w jarzeniowych kamizelkach KS Spartak to wracam do KM na główny stok. I heblowanie stoku. Po 13 robimy sobie godzinną przerwę a po przerwie zajęcia edukacyjne z KG. W zasadzie utrwalamy skręt płużny i jazdę trawersem. W końcu KG wykonuje parę samodzielnych zjazdów na odcinku około 300 m bez podpowiadania. Do końca dnia czas dla mnie. Próbuje poćwiczyć z KM jazdę krótkim skrętem. I niespodzianka. KM zawsze miała obawy przed szybszą jazdą. A na Tygrysach daje się ponieść. Śmieję się, że to nazwa Race zobowiązuje. Kończymy dzień w barze na jagerze. I znów wieczorek literacki. Na początek testujemy gruszkowicę. Palce lizać, a jak miło rozlewa się ciepełkiem .
Poniedziałek
Piękny dzień lekki mróz i lampa. W nocy troszkę poprószyło, więc jest warstewka puchu na sztruksiku.. Tylko mocno wieje.
Już po sezonie, czyli od dziś taniej. A i w Pension Komex gości ubyło. Możemy być w pokojach dłużej, bo nikt na nasze miejsca nie czeka. Jak mówi gospodarz: połyżujcie to pojedziecie. Czyli pakujemy co się da i idziemy łyżować. Ludzi prawie wcale. Jeździmy cyklem bramka, talerzyk, zjazd, bramka itd. Podziwiamy gościa z brodą jak Liczyrzepa (a właściwie Karkonos) jeżdżącego na telemarkowych nartach. Wywija piękne skręty z przyklękiem. Trzeba by kiedyś spróbować czegoś takiego.
Koło 15 rozsądek każe zejść z góry. Przebrać się, zapakować toboły do auta. I jakieś papu na drogę. W Łowieckiej jemy pyszna karkonoską czosneczkową polewkę i smażyny syr z hranolkami. Jeszcze wizyta w sklepie sportowym, bo jak piszą na plakatach wielka wyprzedaż. Ale rękawice Leki (klik & go) niestety się nie załapały. Więc w potravinach kupujemy na pociechę gruszkowicę i do domu. Im bliżej granicy tym zimniej. W Jakuszycach -10, śnieżyca i piździ. Stajemy na chwilę. Wiatr jest tak silny, że jednak błyskawicznie zwijamy się, nie da się ustać. Po 23 lądujemy w domu. i tylko szkoda, że tak krótko było.
___________________________
Gambrinus - legendarny król, prawdopodobnie flamandzki, uważany za wynalazcę piwa.
tekst został autoryzowany przez KM
na czym jeździliśmy
VĂślkl Racetiger SL Racing
Taliowanie 115_66_99
Długość (promień skrętu) 160(12.7)
Konstrukcja/rdzeń Extended Double Grip/ XTD SensorWoodCore
Wiązanie/tuning iPT 12.0/ Piston
VĂślkl Allstar Titanium
Taliowanie 116_70_101
Długość (promień skrętu) 168 (14.4)
Konstrukcja/rdzeń Extended Double Grip/ XTD SensorWoodCore
Wiązanie/tuning iPT 12.0/ Piston
Nowością na sezon 06/07 jest rdzeń XTD SensorWoodCore
ZALETY XTD SensorWoodCore to dwa odseparowane od siebie drewniane rdzenie wzmocnione warstwą titanalu usztywniają nartę na skręcanie, wielokrotnie zwiększając siłę trzymania krawędzi.
WYKONANIE XTD SensorWoodCore na całej długości każdej krawędzi znajdują się drewniane rdzenie połączone i wzmocnione warstwą Titanalu.
Rdzeń typu XTD WOODCORE jest integralną częścią systemu iPT Motion.
Wrażenia z jazdy: powiem krótko extra, stabilność i pewne prowadzenie to chyba najkrótsze podsumowanie. I co było miłym zaskoczeniem nawet mało zaawansowany narciarz daje sobie z nimi radę. A nawet jeśli nie przeszkadza nartom to jest mu łatwiej jeździć. Warunek: muszą poczuć trochę prędkości. A potem to już jadą same.
A wady; no cóż, dla mnie wadą była waga, bo wiedziony rycerską postawą nosiłem je za KM z Komexu na Modrą Gwiazdę i z powrotem, zapewniam jest co targać. I druga rzecz to nowe malowanie Supersportów, narty złagodniały i szczerze mówiąc nie podobają mi się za bardzo. Ale to mi wcale nie przeszkadza, chciałbym takie mieć. Naprawdę oddawałem je z dużym żalem we wtorek rano.
autor: Andrzej K - Zamieszczono: śr mar 15, 2006 7:01 pm
KM ujeżdża tygrysa
nauka jazdy tyłem
talerzyk w wykopie
od lewej KG ja KM
pierwszy samodzielny skręt
testerzy
słodki ciężar na ramionach
zasypane wejście do Komexu
testowanie gruszkowicy
25 cm świeżego puchu
KM robi za kolejkę do bramki
najmniejszy perszing (chodzenie szło dużo gorzej)
Horni Domky
autor: torek - Zamieszczono: śr mar 15, 2006 8:20 pm
Podziwiam Cię Andrzeju...Ode mnie nominacja w kategorii relacja kompletna.
Uzasadnienie: Klimat, scenariusz oryginalny, zdjęcia, montaż i... w ogóle
autor: zagronie - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 7:49 am
Bardzo sympatyczne narty rodzinne.
Pozdrowienia
autor: Maciek - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 8:12 am
Bardzo miła relacja
autor: isia - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 10:45 am
brak filmu....
żartowałam - jest super!
autor: muzin - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 11:27 am
Bardzo miło się czytało tę relację ... aż odechciało się pracować ale nie ma tego złego co by na narty nie wyszło -jutro kierunek La Plagne
Marcin
autor: mada2000 - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 3:03 pm
Nad zaspami zasłaniającymi okna jadalni widzimy ratrak prasujący nocną dostawę śnieguAchhh być by się chciało
Ciepłe i śnieżne. Podobie się
autor: Magda - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 6:41 pm
Super relacja ! Barwnie i obrazowo i aż żal że samemu się nie było pojeździć.
autor: Ktomek - Zamieszczono: czw mar 16, 2006 7:05 pm
To jest to. Nie ma to jak narty wiosną. Co ja mówie Nie ma to jak narty wogóle Sympatyczna relacja.
Ja tez ostatnio robiłem za instruktora. Uczylem jezdzic KB (kolega brat); lat 50. Musze powiedziec ze byłem pod wrażeniem. Wniosek; sa ludzie ktorzy maja wieksze lub mniejsze predyspozycje do "łapania" drygu. Poza tym kondycja fizyczna sie opłaciła. Jezdzilismy zawsze caly dzien, bez narzekania na bóle itp. niedomagania. Wyglada na to ze KB złapał bakcyla. I dobrze. Na naukę nigdy nie jest za późno