ďťż
jak to wlasciwie jest w tym ST. Anthon





autor: pawel - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 3:13 pm
PROLOG

Zima co prawda w pelni, ale ja chcialbym wrocic do jej poczatku, a wlasciwie do polowy jesieni, gdyz moment ten byl bezposrednia przyczyna moich dalszych poczynan.

Za tem onego czasu, siedze sobie w domu, co zreszta nalezy przypisac przypadkowi, gdyz ja w ogole rzadko siedze, a jeszcze rzadziej w domu, ale mniejsza o to. Dzwoni telefon (to tez rzadkosc) i po odnalezieniu sluchawki, z drugiej strony, od mojego bylego “sezonowego” pracodawcy, pada propozycja ponownej pracy na stanowisku instruktora narciarskiego w St. Anton. Propozycje przyjalem i to nie tylko doslownie, ale tez jako dobry omen zblizajacego sie sezonu. A wiec decyzja zapadla. Teraz tylko nalezalo ustalic na jak dlugo. Z doswiadczenia roku ubieglego (2* po 2,5 tygodnia – zima i na wiosne) postanowilem zwiazac sie obowiazkiem instuowania na co naj mniej caly miesiac. I tu nastapil maly konflikt, albowiem nie tylko moj rzeczywisty pracodowca mial cos przeciwko temu ale rowniez moj kurator rodzinny (czytaj. moja wlasna zona). Obaj nie chcieli zgodzic sie na tak dlugi moj urlop. Ale w koncu od czego sa grozby: W pracy powiedzialem, ze jak nie dostane urlopu to dalej bede tak pracowal jak pracuje do tej pory, a w domu zagrozilem, ze jak nie to nie; to cale swieta spedzimy razem.
Poskutkowalo; oboje sie wystraszyli i tak oto dostalem urlop na calutki miesiac z mozliwoscia przedluzenia o kolejne tygodnie.

Poniewaz juz w miedzy czasie spadl snieg, to postanowilem sprawdzic, czy jeszcze po tak dlugiej przerwie (3 miesiace od ostatniego razu) potrafie stac na nartach. Wyszperalem ze strychu jakies bardzo stare atomici na 1.95 dlugie o promieniu rownym nieskonczonosci (mysle, ze data produkcji tych nart przypadala na koniec lat 70-tych) zarzucilem na siebie kufajke dluga po kolona (spodnie juz mialem – jeansy w ktorych zazwyczaj pomagam w pracy w ogodzie), na glowe zalozylem kapelusz i ruszylem na podbuj gory Zar.
Nie wiem tylko dla czego moj syn, ktory mi towazyszyl, byl jakis taki milczacy, oczy mial wybauszone a gebula mu sie rozdziawila. Jedyne co do mnie rzekl to byly slowa: Ale jak wysiadziemy z auta to daj mi troche pieniedzy na karnet i ja sobie juz szybko pojde kupic billet i zaczne juz jezdzic, podczas gdy ty zajmiesz sie zaparkowaniem auta –i nie spiesz sie wcale.
W kazdym razie, po wzieciu nart w lapy, pomyslalem sobie, zwazywszy na ich dlugos (nart a nie lap), ze tak oto musi czuc sie Adam Malysz przed wspinaniem sie na nawielka krokiew (krokwie?)
No ale dalej.
Wlasnie tam na tej gorze Zar zebralem pierwsze doswiadczenia do mojej przyszlej pracy.
Przypomnialem sobie jak to bylo dawniej (mowa tu o nartach). Nie bylo w cale tak zle. I wedlowanie i zeslizg i stanie na krawedziach. Wszystko to bez problemu udalo sie jak za dobrych starych lat. Z tym staniem na krawedziach to nie rzaden zart. To sztuka, ktora juz posiadalem od bardzo dawna, wlasnie z czasow prostych nart. Najwazniejszym bylo tak zainicjowac stanie na krawedzi, aby narta odpowiednio odciazona i potem dociazona wygiela sie w luk. Jak to sie udalo to skret byl zalezny od szybkosci. Im wiekrza szybkosc tym wiekrza mozliwosc wykonania skretu o mniejszym promieniu. W warunkach Gory Zar (chodzil tylko talezyk na gorze) szybkosci nie stety nie byly za wielkie, ale promien skretu i tak byl porownywalny z promieniem pozostawianym przez narty taliowane (ok 18 -20 m).

Zreszta po jakims czasie uswiadomilem sobie, ze na stoku gory Zar jestem jedynym posiadaczem nie taliowanych nart, ale jednym z nie wielu stojacych na krawedzi;). Pomyslalem sobie w tedy, ze z pewnoscia stanie na kancie juz nie jest trendi, wiec z upodobaniem, przez nastepny czas, jedna reka od czasu do czasu przytrzymujac sobie kapelusz, dawalem zeslizgami. Najwazniesze to miec szpas.

Co do moich spostrzezen przed rozpoczynajaca sie praca instructora:
Umiejetnosc poslugiwanie sie “trudnym” sprzetem procentuje, ale nie to bylo dla mnie nauczka.
Glownym zrodlem inspiracji byla postac Instuktorki Narciarskiej, ktora z uporem mojej tesciowej (brry), wozila miedzy nogami jakies, tak na oko, 8mio -9cio letnie dziecko (najprawdopodobniej nie swoje – swojemu by tego przeciez nie robila), ktore to w cale nie wykazywalo ochoty, czy moze potrzeby stania na nartach. Wydawalo mi sie to tak durne, ze nawet chcialem jej zwrocic uwage na fakt, iz wozenie miedzy noganami dziecieka, przyczynia sie do zwyrodnien kregoslupa, co z kolei ma swoje negatywne odbicie w czerpaniu przyjemnosci z uprawiania seksu partnerskiego, a to z kolei wplywa negatywnie na zaleznosci spoleczne w panstwie dobrobytu zwyzkujacego, a juz w najmniejszym stopniu przyczynia sie do nauki tegoz dziacka jazdy na nartach. Zarzuciem jednak ten zamiar i jak by tylko podswiadomie zanotowalem, ze w okol tego tandemu kreci sie satelita w postaci (najprawdopodobniej) rodzica. Jakos jednak ta scenka nie mogla opuscic mojej glowy. Do piero po jakims czasie dotarlo do mnie, ze kazdy robi nie to co najlepsze ale to za co klient placi i czego klient oczekuje. Ale to dopiero po jakims czasie, jak juz wspomnialem.

GLOWNYLOG

St. Anton to osrodek narciarski, ktory juz przedstawialem poprzednim razem (gdzies tak w okolicy kwietnia ubieglego roku). Zreszta ciekawej prezentacji dokonal nasz kolega, ktory jednak byl zauwazyc rozbieznosci z moimi spostrzezeniami, ale wyzej wymienionego kolegi nie bede wskazywal palcem, bo nie lubie nikogo napietnowac. Mysle, ze on sam powinien sie pokajac.

Skupie sie na przebiegu pracy, pogodzie i warunkach.

Do pracy dojezdzalem skibusem. Wstawalem wczesnie raniutko tak, zeby pierwszym skibusem dojechac do Nasserein. To dolna stacja Gondoli w St. Anthon. Jak kolwiek pierwszy skibus jechal o 7. 30 to ja bylem juz na nogoch o 6-tej, a nakiedy nawet i wczesniej, I to pomimo iz do bushalltesteli mialem 3 minuty drogi. Zreszta do samego Nasserein od miejsca zakwaterowania bylo niespelna 18 min (szybszym marszem). To bylo wspaniale byc juz po sniadaniu, przygotowac wszystko do wyjscia i polozyc sie z powrotem do luzka. Potem, przez otwarte okno, przy wyraznie minusowych temperaturach na zewnatrz, z pozycji horyzontalnej, ale z pod grubej puchowej pierzyny, obserwowalem jak jasniejaca w blaskach ksiezyca biel sniegu, zalegajacego okoliczne szczyty, skrzy sie, niczym suknia zalotnej dziewczyny. (o kurde, ale mi sie napisalo).

Kiedy juz autobus, w ktorym o tej porze nie wiele bylo jeszcze pasazerow, a przewazali ci, jak ja, w niebieskko-zoltych kombinezonach z napisem Skischule Arlberg St. Anthon, zawiozl mnie na miejcse, leniwie, bez pospiechu szedlem sobie do przebieralni, spokojnie ubieralem buty narciarskie, zabieralem z przechowalni swoje nartki i powolnie maszerowalem do pomieszczenia dla skilehrerow. W miedzy czasie na szczytach, prawie lub tez ponad 3-tysiecznikow, ukladala sie zlotawo-zolta barwa, pod czas gdy dolina pozostawala jeszcze w polmroku. Widok, ktory zdawal byl sie mowic; no co sie tak ociagasz, czekamy na ciebie, juz narty na ramie i chodz tu do nas. Ale ja w tedy sobie mowilem: Odpier…cie sie ode mnie. Czekam do 8.30sci i se pojadem kolekom, a co sie bede pier…
W tej samej chwili w szkole odbywala sie krociutka narada poczym nastepowala nerwowa krzatania, ktorej glownym celebrantem byl przesympatyczny czlowiek, Markus, szef naszej czesci szkoly (Nasserein ok. 50 insrtuktorow – Cala szkola liczyla ok. 500 istruktorow). Ja siedzialem sobie zazwyczaj z boczku i staralem sie nie zwracac na siebie uwagi, poczym doczekawszy sie tej 8mej minut 30ci wypadalem z pomieszczenia i udawalem sie na peron kolejki. Wyjezdzalem wagonikami z zimnej i ciemnej doliny na Gammpen (gorna stacja wagonigow), ktory w tym czasie stal juz w pelnym sloncu i pomimo kilkunasto stopniowego mrozu zdawal sie byc przyjaznie cieply. Zjazd na dul po wyratrakowanym poprzedniej nocy stoku to byla istna frajda warta wczesnego wstawania. Nie stety takich porannych zjazdow zaliczalem tylko raz dziennie (ok. 30 razy w sumie), bo juz o godzinie 9tej trzeba bylo czekac na swoich klijentow.

Potem, byly zajecia z kursantami.
Ja nie mialem grup tylko tzw. prywatnych, ktorzy za dwie godziny przyjemnosci ze mna placili bez mala 150 EU, ale to juz nie stety nie mnie tylko kasie szkoly. Ja dostawalem (oczywiscie poza pensja) jakis maly tipp (pod tym wzgledem ten sezon byl do dupy). Zajecia trwaly najczesciej 2 godziny potem 1 godzina przerwy i nastepne 2 godziny z nowym, badz tym samym kursantem. Bywalo tez i tak ze w ciagu dnia pracowalem 6 godzin (programowo). W takim przypadku liczylo mi sie 1.5 dnia pracy. Rzadko kiedy konczylo sie na programowych godzinkach. Najczesciej przedluzalem zajecia jak sie tylko dalo. Po prostu wychodzilem z zalozenia, za jak ktos chce sie ode mnie czegos nauczyc to musi dac z siebie duzo wiecej niz inni. Zawsze kursanci byli w stanie nadazac i byli mi wdzieczni za moj wysilek, chociaz jak juz wspomnialem ich wdziecznosc rzadko przekladala sie na tipsy. Tym sie jadnak zbytnio nie przejmowalem, bo traktuje ten proceder jako hobby i rad jestem, ze mam skipass za darmo, mieszkanie w kurorcie za darmo troche czasu dla siebie (tez za darmo) no i jak bym sie uparl to zarcie tez byloby za darmo. Ale zamiast zrec jezdzilem sobie na nartkach, tak wiec jadlem swoje i za swoje dopiero na kwaterze. Tak wiec dzien na nartach trawl od 8.30sci do 16.30sci. Ni e powiem, zebym nie mial dosc, ale jak daja to trza brac do oporu;)

Jeden dzien mialem zupelnie wolny i katowalem tyczki. Zreszta katowaniem tyczek zajmowalem sie czesciej, bo byl zawsze ustawiony slalom do naszej dyspozycji. Nie stety gigant tylko, a ja uwielbiam specjala (to stara nazwa slalomu)

Dni byly mrozne, niebo klarowne, slonce przyjazne (nie spalilo mi geby, tak jak to ma zawsze w zwyczaju, a jedynie mi ja opalilo na braz), sniegu wystarczajaco. Tak prawie przez caly miesiac. Chyba byly tylko trzy dni niepogody, choc co to znaczy nie pogoda: Bylo pochmurnie troche cieplej i sypalo mnostwo sniegu. W tych dniach jedyna prawdziwa uciazliwoscia byl wiatr i mgla. Ale to byly wyjatki.
Poza zajeciami z kursantami mialem tez wystarczajaco duzo czasu dla asiebie. Zjezdzilem wszystko co sie dalo w St. Anton, Stubenie, ZĂźrchu i Lechu. Ale tez i sami kursanci (tam nazywani Goscmi) bardzo czesto nie ograniczali mnie w jezdzeniu na nartkach. Czesto sie bowiem zdazalo, ze stali na deskach calkiem poprawnie i tylko wymagany byl malusienki szlif. Nie bede ukrywal, ze ta forma instuowania podobala mi sie najbardziej.
Ale bylo i tak, ze mialem kompletnie zielony material do obrobki. To tez nie bylo zle, zwlaszcza, ze mozna bylo obserwac efekty wlasnej pracy w postaci postepu dokonywanego przez kursantow. Jednak bywalo rowniez i tak, ze dostawalem material “zle uformowany” I tu zaczynaly sie problemy. Naprawianie czegos co jest zle zrobione nie jest tym co najbardziej uwielbiam. To tak jak z ta balacha, ktora w hucie zostala zle zwalcowana. Przywrucenie jej wlasciwego ksztaltu jest praktycznie nie mozliwe. No ale robi sie co sie da

Jezyk kursow byl rozny i zupelnie odwrotnie proporcjonalny do moich umiejetnosci jezykowych. A wiec:
-70 procent po Rosyjsku (po tych doswiadczeniach juz mi nie zle idzie gaworijenie, ale startowalem z poziomu prawie zerowego. Do ruskiego byla jeszcze Gosia z Polski i Julia z UDSRR. Gosci z rosji 90 procent a gawarjaszczich instruktorow 0,9procent).
-25 procent po Angielsku (znam nie tak calkiem najgorzej i liczylem na poduczenie sie podczas pracy z anglojezycznymi, ale bylo tego stanowczo za malo)
-4 procent po niemiecku (znam calkiem nie zle)
-1 procent po czesko-polskiemu (pomimo iz polski znam nawet troszke lepiej niz niemiecki)

W ogole jak i poprzednim razem. Wsrod instruktorow dominowali Holendrzy, potem byli Austryjacy, nastepnie kolejno: Niemcy, Szwedzi, Norwedzy, Dunczycy, Australijczycy, Japonczk. Niezla mieszaninka, i nawet milo bylo nalezec do tego konglomeratu. Umiejetnosci narciarskie, a nie „nauczycielskie“ takie rozne. 30 procent to sredniacy, 50 procent niezli, 15 procent dobrzy, no i te 5procent to BDB. Ale to taka moja ocean na podstawie tego co akurat zauwazylem. Szczeze mowiac, pod koniec mojego pobytu tam, sam zaczalem zaliczac sie do sredniakow. Owszem, fajnie bylo stac na nartach i byc tam w tych gorach, ale samym jezdzeniem bylem juz troche znuzony. Zeby zaliczyc sie do tych 5 procent nie bylo nawet mowy ale aby “wejsc”do tej 15stki to musialem miec nie lada motywacje

Taki moment przynalezenia do tej calej paczki to sa wspolne pokazy, ktore odbywaja sie co jakis czas wieczorem. Ci najlepsi robia tam jakies salta i rozne inne dziwy a reszta siedzi w knajpie na gorze i czekajac na sygnal integruje sie coraz bardziej. Potem jak juz sie jest niezle zintegrowanym, nagle przychodzi sygnal, w tedy sie wychodzi, zapala pochodnie i zjezdza sie na dul w sznureczku jeden za drugim. A jest tego masa. Na samym dole slychac tylko oklaski publicznosci ale nic nie widac po reflektory wala po oczach..

SUKCESY I PORAZKI

Londynczyk, od zera po dwoch godzinach nauki na snolbordzie byl w stanie samodzielnie jezdzic wyciagiem talezykowym (NA SNOLBORDZIE!!) i po tak zwanej oslej laczce, ktora miejscami miala znamiona powaznego stoku narciarskiego (zreszta swietne miejsce do karwowania) bardzo poprawnie wykonywal podstawowe skrety zarowno frontsajdem jak i beksajdem.

Rowniez Snowboard.
Poczatek, przynajmniej z mojej strony wygladal nie ciekawie. Dostalem zlecenie na nauke jazdy na snowboardzie pewnego poludniowo Afrykanina (bialy). Poziom podstawowy. Wzialem wiec swoja deske (tepa i miejscami przyrdzewiala -lezala jakis czas na zerdziach gdyz glownie zajmowalem sie nartami). Okazalo sie, ze facet wcale nie zle stoi na desce i po probach i korektach na oslej laczce przyszedl czas na prawdziwa gore. I tu wyrazilem swoje obawy, oznajmiajac, ze deske mam na warunki dla poczatkujacego, a on wymaga zaawansowanej opieki. Ale pojechalismy na stromizny. Tam pokazalem gosciowi, co i jak (przyznaje uczciwie, ze wyszukiwalem na te „pokazy“ spokojniejsze miejsca), pare trickow, a reszte tylko cwiczenia. Glownie chodzilo o kolana (postawienie deski prawidlowo na krawedzi), odchylenie sie do tylu przy trawersowaniu frontseidem, wyeliminowanie rotacji i zamiast tego wprowadzenie odciazenia i dociazenia. Po 3 godzinach zajec gosc byl super uformowany i sam to zreszta czul. Byl potwornie zadowolony, ze na reszcie skrecanie nie wiaze sie z przypadkiem talko jest celowym oddzialywaniem na deske. Ja sam bylem zaskoczony szbkoscia postepow tego osobnika.

To byly powodzenia a teraz …

I znowu snowbord.
Kobitka wcale niczego sobie. Oznajmila, ze juz jezdzi na desce. U pewnilem sie, czy talezykami tez juz umie wyjezdzac. Wyraznie mowilismy tym samym jezykiem (po niemiecku). Kazalem jej od razu kupic billet na wyciag. Okazala sie, ze kobitka nie dos, ze nie umie wyjachas wyciagiem to jeszcze ledwo stoi na desce nie mowiac juz o skrecaniu. Swiadomy tego, ze mam do czynienia z osoba jezdzaca, na poczatek zaaplikowalem jej powazniejsze cwiczenia. Zanim sie zorientowalem, ze to nie ta liga, kobitka przywalila soba pare razy, zniechecila sie a do tego jeszcze wkozyla sie za wadane pieniadze. Zajecia nie trwaly nawet godziny. Upewnilem sie tylko, czy jej stan psychiczny nie jest spowodowany moja osoba i pozegnalismy sie.
Co sie okazuje. Ktos kobitce naopowiadal, ze juz umie jezdzic na desce. Wywozil ja wyciagiem orczykowym, a nie jezdzila sama talezykami. Wydala kupe kasy (150 EU) na instruktora i dalszych ze 20 na karnet. I co, i dupa zbita. Frustracja na calego.

Dzieci mam wlasne wiec z zasady nie ucze obcych. No ale jak tu dogadac sie z mala Pepiczka. Wszyckie takie wyskolone, jezkow znajom co niemiara, a po czesku nie bylo nikogusienko. Coz bylo robic. Od czego mamy Pawla.
Mile, przesympatyczne dziecko. 3 letnia Vanesa. Rowniez rodzice bardzo sympatyczni a dotego chojni jak nikt do tad ( za 3 dni po niecale 2 godziny dostalem wcale pokazny napiwek). Coz z tego, jak malenstwo wcale nie wiedzialo po jaka cholere rodzice sie uparli i kazali jej przyczepic do nog jakies deski. Malo tego, nie odlacznym moim asystentem byla, z kad inad jak juz wspomnialem, sympatyczna pani, mamusia malenstwa. Czulo sie zatem presje sukcesu. Dziecko musialo jezdzic z kazdej gory. No ale jak tego dokonac. Normalnie to z dzieckiem sie bawi. I tak tez ja probowalem. A to lepilem dla niej sniecholaga (balwnka), takiego malego, a to opsypywalismy sie sniegiem, a to robilismy rozne inne zabawy, ale wszystko na nartach. Dziewczynka nawet nie zauwazyla, jak zaczela zjezdzac z gorek. No ale oczekiwania byly wieksze. I tu chcialem wrocic do poczatku mojej opowiesci. Ta instruktorka z Zaru. Juz wiem, ze nigdy nie bede chcial zwrocic uwagi, zadnemu instruktorowi.
Vanesa, ktora nawet juz sama jechala talezykiem, jednak zdana byla na jazde pomiedzy moimi nogami. Co ja sie w tedy nie nakombinowalem. A to na sznurku, a to na tyczce i do tego pileczka pomiedzy jej bucikami itp….
Rezultat byl taki, ze po tych 3 dniach Vanesa probowala jazdy z plugu, chociaz do konca nie byla zorientowana, po jaka wlasciwie cholere to wszystko.

Generalnie jednak mam mile wspomnienia, jezdem dowartozdziowany, ale stanowczo przekonany, ze instruktorzy narciarscy to swirusy. Jak mozna bowiem z tak przyjemnej rzeczy jak narciarstwo robic zawod. Tak, dla mnie to wystarczy. Te doswiadczenia dwoch sezonow zachowuje w aktach, nie bede tego niszczyl ale zdecydowanie wole krotszy urlop ale tylko dla siebie. Chociaz z drugiej strony, korci mnie by zrobic natsepny stopien, tyle tylko, ze nie wiem po co.

KROTKA INSTRUKCJA POZBYCIA SIE DESEK.

Otoz, przed poludniem trzeba na 2 godzinki udzielac sie jako tzw. instruktor narciarski. Potem trzeba dostac zlecenie na nauke snowboardu. Odstawiamy w tedy nasze nartki na stojak przed szkola i zchodzimy po deske. Idziemy uczyc jezdzic na desce. Jezeli robimy to dobrze, to stjudent jest zadowolony i zaprasza cie na jednego. Na jednym sie nie konczy. Idziemy odstawic deske i zapominamy o nartach. Idziemy spac. Przychodzimy rano i juz nart nie ma. Najlepiej niech to beda Heady WC.

KROTKI OPIS JAKOSCI BUTOW ATOMICA.
Modelu nie bede wymienial, nie ma ich az tak wiele

Mam wysokie podbicie, to tez wlozyc takie cos na noge graniczy z cudem. Pomimo wysokiego podbicia, but jak kolwiek na boki trzyma swietnie to jednak w lini pionowej wyraznie czujemy jak sie noga w nim przesowa (klamry mamy zawsze dopiete na fool). Po parokrotnym uzywaniu stwierdzamy, ze w jednym z butow brakuje sruby stabilizujacej kat nachylenia. Idziemy do serwisu. Tam pokazuja ci tuzin podobnych butow, wszystkie firmy Atomic, i oznajmiaja, ze one wszystkie czekaja na naprawe wlasnie tego samego feleru. Rowniez zostajesz poinformowany, ze do firmy Atomic wyslano juz przed jakims czasem zamowienie na dostawe tych czesci. Firma Atomic milczy.

KROTKA INSTRUKCJA RADZENIA SOBIE WE WSZYSTKICH SYTUACJACH

Otoz co do nart, to po pozbyciu sie ich nalezy zrobic smutna mine i udac sie do wlasciciela szkoly. On sie pomartwi z toba, ale tez zatroszczy sie o narty dla ciebie. Dostaniesz Heady 185 cm i o promieniu skretu 18m. i chociaz czujesz sie z takim sprzetem jak wspominany tu AM to darowanemu koniowi nie zagladaj w zeby. Zreszta i tak byles przygotowany na taka okolicznosc (patrz wczesniejsza notke o poruszaniu sie po gorze Zar) Jest jeszcze druga mozliwosc. Idziesz do wypozyczalni, mowisz co i jak i ze ty instuktor i ze ty chcesz itp. Oni ci daja bez platnie narty do testowania. Problem polega tylko na tym, ze je musisz oddac kazdego dnia do godziny 15tej. Poniewaz ci sie nie udaje za trzecim razem dotrzymac tego terminu, wiec juz sie nie pros o wiecej.

Co do butow to spawa jest prostrza. Albo chcesz madrze wygladac, to jezdzisz dalej w Butach, ktore trzymaja do dupy, albo chcesz sobie wygodnie pojezdzic, to wyjmujesz z bagaznika swoje starsze buty. Najlepiej niech to bedzie Nordica. Tylno wejsciowki wklada sie bardzo wygodnie a do tego maja wszystkie zalety buta normalnego (to nie zart) posiadaja 4 klamry i jedna z tylu, trzymaja bez zarzutu, a juz na pewno lepiej niz wspomniane buty Atomica.
Nalezy przy tym zadbac o sprawdzenie ustawienia kantingu. Jezeli tego nie zrobisz, to do konca bedziesz myslal, ze pozyczone ci narty trudno stawia sie na krawedzi. Nakombinujesz sie przy tym jak przyslowiowy kon pod gorke, do tego stopnia, ze w zwatpieniu o swoje umiejetnosci bedziesz reka popychal sobie kolana, aby stanac na upragnionej krawedzi. Dopiero na samym koncu twojego pobytu, kiedy juz oddasz kombinezon i ubrany w zwykle jeansy zechcesz podjechac na nartach na drugi koniec wioski w celu zalatwienia dalszych formalnosci pozegnalnych, spojzysz na swoje buty, ktore do tej pory przykrywane byly nogawkami kombinezonu, a obecnie sa odsloniete, dostrzezesz jak koslawo stoisz na nartach. Po wlasciwym ustawieniu kantingu, nawet w jeansach jazda na nartach nabiera innej jakosci. Szkoda tylko, ze byl to ten ostatni zjazd.

EPILOG

Spojzalem na gore i zobaczylem, jak duzo napisalem, a mowilem, ze ja nie siedze (patrz poczatek). Jest tego tak duzo, ze wychodzi poza computer. Dla tego to juz koniec. Mimo wszystko – JA KCEM ZNOWU NA NARTY. Cale szczescie weakend tuz-tuz.




autor: Andrzej K - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 3:56 pm
BRAWO Paweł
świetny opis
Jestem pełen podziwu szczególnie po moich ostatnich próbach uczenia jazdy na nartach
piszę się na korepetycje
może być w ST. Anthon



autor: Krzysiek - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 5:31 pm
Bardzo ładnie Pawełku. Podobało misie



autor: qbas - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 5:36 pm
Lechu i tak się zaraz poprzywala do literówek ale mnie się podobało. Super było.




autor: tomek - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 6:19 pm

Lechu i tak się zaraz poprzywala do literówek ale mnie się podobało

Ale fajny tekst a literówki w przypadku Pawła, to jest świadectwo oryginalności Pozdrówka



autor: Lechu - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 7:29 pm

Lechu i tak się zaraz poprzywala do literówek
Nie tak szybko Hubert , Pawel ma dyspensę, i tak łaskę nam czyni że pisze po polsku bo mógłby bez literówek ale w obcym języku

Świetna relacja Pawel, podziwiam cierpliwość do kursantów, trzeba mieć zdrowie i dużo samozaparcia by to wytrzymać



autor: KazP - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 8:03 pm
Gratulacje Paweł. Po takim tekście chce się jechać natychmiast.



autor: qbas - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 9:34 pm
A przepraszam, nie zauważyłem skąd Pawel pisze.



autor: qbas - Zamieszczono: czw sty 26, 2006 9:44 pm
nop



autor: Mariusz - Zamieszczono: pt sty 27, 2006 10:45 am
Dzięki Paweł za relację - jak zwykle z przyjemnościa i uśmiechem czytałem



autor: zbyszek - Zamieszczono: pt sty 27, 2006 12:04 pm
Dzięki. Traktuję post instruktażowo
W przyszłym sezonie będę zmuszony postawić na deski 2 dojrzałych (>45) ludzi.
Zrobię wszystko, aby nie robić tego własnoręcznie.
Ponieważ są zdecydowanie polskojęzyczni więc w gre wchodzi Polska, gdzie nie znam żadnych realiów, lub Czechy.
Chyba się dogadają z instruktorem. Byle tylko nie musieli czegoś szukać bo im pyski obiją

ps. jak uczysz: klasyk, krawędzie czy hybryda



autor: pawel - Zamieszczono: pt sty 27, 2006 2:26 pm
Dzieki za poswiecona uwage.

Andrzej K – To raczej ja bede musial uzyskac od ciebie pare lekcji. Do tej pory jakos mi jeszcze nie do konca wychodzi to zostawianie kobitki z tobolami.

Lechu – Dzieki za wyrozumialosc.

Zbyszek
– Z tym szukaniem to tez mialem mala wpadke i to przy dziecku, ale jakos rozeszlo sie po kosciach
– Jak ucze? To zalezy kogo. Zazwyczaj i tak kazdy dostaje inne cwiczenie do wykonania. To zalezy nad czym dana osoba bardziej musi popracowac.
– Kiedys tego nie wiedzialem, ale teraz jestem zupelnie do tego przekonany: PRAWIDLOWO wykonany plug jest podstawa prawidlowego zeslizgu
PRAWIDLOWO wykonany zeslizg jest podstawa prawidlowego uzywania krawedzi
CZUCIE KRAWEDZI jest podstawa parwidlowo wykonanego skretu cietego.

Poza tym nie nalezy demonizowac umiejetnosci jazdy na krawedziach. Zwalszcza w polskich warunkach. Do tego potrzebne sa stoki przygotowane i szerokie. Poza tym zwiazane jest to duza predkoscia. Najwazniejsze jest umiejetnosc swiadomego i bezpiecznego uzywania nart. Skret ciety moze poczekac.
To tak jakby uczyc jazdy samochodem wylacznie na autostradach
Nie raz da sie zaobserwowac ludzi POSLUGUJACYCH sie krawdziami. Ci sami ludzie na minimalnych muldach lub w nieco kopniejszym sniegu sa w stanie opierdo…c wszystkich za zle przygotowana trase;)

Co do jezyka, to ja bym sie tam nie strsowal. Instruktor ma znacznie wiecej do pokazania (w sesie zademonstrowania) niz do gadania. Zwlaszcza jak sie jest w grupie 6-8 osobowej to i tak jeden podpatruje drugiego



autor: tomek - Zamieszczono: pt sty 27, 2006 4:18 pm

PRAWIDLOWO wykonany plug jest podstawa prawidlowego zeslizgu
PRAWIDLOWO wykonany zeslizg jest podstawa prawidlowego uzywania krawedzi
CZUCIE KRAWEDZI jest podstawa parwidlowo wykonanego skretu cietego.


To bardzo cenne i jakże skondensowane W rameczki



autor: torek - Zamieszczono: pt sty 27, 2006 8:32 pm
Pewełku Doczekasz się odpowiedzi, że... niedomówienie ze skeczu Dudka. Ty tam Pracowałeś, a ja byłem dla przyjemności średniej zresztą.
P.S Korepetycje u Pawła? Oczywiście, ze tak, ale np. w Ischgl. To zresztą bardzo blisko.



autor: Romek - Zamieszczono: sob sty 28, 2006 3:28 pm
Pawle, kolejna wesoła relacja!
Pamiętam jeszcze tę z ubiegłego roku
Dzięki!



autor: torek - Zamieszczono: sob sty 28, 2006 3:54 pm
Drogi Pawle
Relacja bardzo mi się podobała. W zasadzie w swojej relacji zawarłem wszystko, lub prawie wszystko, skupię się więc na wyeksponowaniu wątku nieprzygotowanych tras.
Czwartek 19.01.06
W nocy padało. Rano piękne słońce. Zatrzymujemy się na parkingu przy Nasserein. Na dole wita nas informacja, że czynnych jest 7 (sic!) tras. W ciągu dnia widziałem kilka ratraków, które dość nieudolnie "przelizywały" trasy i oddawały je do użytku. Tak zostały "otwarte" 4 i 11. Na 11 wybrałem się od razu. Nie ja jeden oczywiście i po pierwszym przejeździe była tak skopana i miękka, że jazda była momentami niebezpieczna zwłaszcza na "styku" dwóch pasów. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że cudów nie ma i jeśli pada bez przerwy, to nie ma kiedy przygotować tras, ale tam przestało padać kilka godzin wcześniej. Taka sytuacja w Avoriaz (Portes du Solleil) jest nie do pomyślenia. Byłem tam 8 razy i poznałem prawie cały teren w naprzeróżniejszych warunkach. Ratraki wyjeżdżały nie o ustalonych godzinach, ale wtedy kiedy było trzeba.
P.S.
Rozmawiałem na stoku z polskim instruktorem. Miał rosyjską grupę i pytał się o co znaczy po polsku czasownik "karmanit". Niestety nie wiedziałem. "Karman" to kieszeń, ale nie potrafiłem utworzyc od tego sensownego czasownika, bo chyba nie chodziło o znalezienie się w kieszeni Szkoda, że się nie spotkaliśmy.



autor: lusnia - Zamieszczono: sob sty 28, 2006 4:19 pm
Będąc ostatnio w Zillertalu dowiedziałem się co nieco o regulaminie ratrakowania - nie wiem, czy można to rozciągnąć na całą Austrię.
Otóż ratrakowanie kończy się tam godzinę przed wschodem słońca ze względu na niebezpieczeństwo rozjechania "biednych"*.
Czyli jeśli śnieg pada nadal, a jeszcze na dodatek duje, to dupa. Albo zamykanie tras i ratrakowanie przy świetle dziennym.

* "biedni" - touringowcy na fokach, których ulubionym zajęciem jest wejście na szczyt przed stonką wyciągową i zakładanie pierwszego śladu. Jest ich coraz więcej, a też przynoszą dochód lokalesom.
Nazywam ich tym skrótem, tłumacząc, że nie mają pieniędzy na karnet i dlatego zasuwają trasą pod górę na fokach



autor: Tomasz Gornicki - Zamieszczono: sob sty 28, 2006 9:33 pm
Torku wlasciwie to czekalem takiej Twojej odpowiedzi, bo to jest zrozumiale ze zupelnie inaczej odbiera sie taka miejscowosc w ciagu tygodnia wakacji a zupelnie inaczej w ciagu miesiaca pracy. Spedzilem w St Anton na poczatku lat 80-tych caly sezon pracujac wieczorami i nocami jako barman w Crazy Kanguruh a w ciagu dnia petalem sie po okolicy w poszukiwaniu nienaruszonego sniegu. Offpist i St Anton byly juz wtedy w Szwecji w modzie i to do tego stopnia ze Austryjacy mieli tak dosc pijanych szwedzkich wyrostkow ze zagrozili iz wstrzymaja chartery ze Szwecji do St Anton Czasy sie zmienily - Szwedow zastapili Rosjanie, ktorych ucza jezdzic Polacy tudziez inne nacje ( w latach 80-tych zadna szanujaca sie szkola narciarska nie zatrudnila obcokrajowca jako instruktora - sorry Pawel.) Nie zmienilo sie tylko jedno -abnegacja jesli chodzi o przygotowanie pistow. Ogolnie rzecz biorac i Wlosi i Francuzi bija pod tym wzgledem Austryjakow na glowe. Oczywiscie sa wyjatki i w St Anton : np. Rendl gdzie zawsze bylo malo ludzi, sztruksik do poludnia i jak sie wjedzie wyciagiem Riffel II i pozniej odnajdzie pist R8 ( idzie pod wyciagiem) mozna sie bawic w H. Maiera bo tam i dosyc stromo i pusto. Niezle tez da sie pojezdzic i w Stuben - stosunkowo malo ludzi a oprocz tego jak spadnie swiezy snieg to w lesie pod dolnym wyciagiem jest kapitalny offpist ( dla tych co umieja )Pozdrowienia Tomasz



autor: lusnia - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 7:42 am

Portes du Solleil... Byłem tam 8 razy
A propos Twojej wiedzy nt tego obszaru - Czytałem w ADAC Ski-Atlasie o organizowanych tam turnusach typu Ski Sfari z przewodnikiem - zwiedzanie całego obszaru z noclegami co dzień w innym miejscu. Tzn. grupa zmienia miejsce pobytu dojeżdżając na nartach do nastpnego ośrodka, gdzie czekają już na nich dowiezione bambetle. Takie coś chętnie bym zaliczył.



autor: lusnia - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 8:19 am

jesli chodzi o przygotowanie pistow. Ogolnie rzecz biorac i Wlosi i Francuzi bija pod tym wzgledem Austryjakow na glowe
Pozwolę sobie mieć zdanie odrębne.
AD Italii: Utrzymanie betonowej nartostrady ze sztucznego śniegu, a takie tam przeważają nie stwarza poważniejszych kłopotów. Ale wystarczy nieco większy opad i Włosi są BEZRADNI!. Przeżyłem to na KAŻDYM wyjeździe.
AD Francji - byłem tylko raz, więc nie mogę generalizować, lecz te 2 tygodnie w 3 Dolinach zniechęciło mnie skutecznie do powrotu do tego kraju. Pierwszego dnia jazda na pięknie przygotowanej czarnej trasie, choć po południu miękko i muldy. Decyzja - jutro zaczniemy od niej. Następnego dnia wyciągamy się na górę, dojeżdżamy do trasy - a ona nawet nie dotknięta ratrakiem, a wczorajsze muldy zmieniły się po nocnym mrozie w lodowe zastrugi. I to była ciągła loteria - którą trasę raczą na jutro przygotować.
AD Austrii: zacząłem jeźdzć tam od 1992r, gdy wreszcie otrzymanie paszportu nie było upokarzającą procedurą. Od tej pory zwiedziłem wszystkie 5- i 4-gwiazdkowe oraz większość 3-gwiazdkowych ośrodków i mogę stwierdzić, że stan tras oraz jazd pozatrasowych jest funkcją ich obciążenia. Np. takich muld poza trasami jak w St Anton w połowie sezonu nie spotkałem już nigdzie. Jakością przygotowania tras nie zachwyciło mnie też Soelden, czy Axamer Lizum. Ale wynikało to z ich obciążenia, bo rano były zratraczone bez żadnych grzęd.
Najlepiej przygotowane trasy spotykam w Zilertalu, Kraju Salzbuskim i Styrii, gdzie też najchętniej jeżdżę. A np pozatrasówki z Dachsteinu - miodzio!.
No i dużo zależy od logistyki. Na weekend uciekać do mniej obciążonych rejonów - przynajmniej już od południa.
Ale "De gustibus non diputandum est "



autor: tomek - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 9:15 am

Nazywam ich tym skrótem, tłumacząc, że nie mają pieniędzy na karnet

Jakże piękny waiant oszczędzania na skipassach



autor: pawel - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 10:30 am
CYTAT

P.S.
Rozmawiałem na stoku z polskim instruktorem. Miał rosyjską grupę i pytał się o co znaczy po polsku czasownik "karmanit". Niestety nie wiedziałem. "Karman" to kieszeń, ale nie potrafiłem utworzyc od tego sensownego czasownika, bo chyba nie chodziło o znalezienie się w kieszeni Szkoda, że się nie spotkaliśmy.

KONIEC CYTATU

Torku, to jednak spotkalismy sie

Pytalem wtedy o slowo TARMAZIT. jutz wiem ze znaczy hamowac.
Od ostatniego czasu ze spotkania w SM musiales sie bardzo znienic.
Sory, ze nie rozpoznalem. Musiales miec pewnie golge na oczach i mocno zaciagnieta czapke.
Ale mnie mogles rozpoznac Ja generalnie jezdzilem bez czapki i gogli, i wydaje mi sie, ze w tedy tez tych akcesorii na sobie nie mialem.

No coz, do nastepnego spotkania

CYTAT

( w latach 80-tych zadna szanujaca sie szkola narciarska nie zatrudnila obcokrajowca jako instruktora - sorry Pawel.)

KONIEC CYTATU

Nauczylem sie z tym problemem radzic od dawien dawna. Zmieniam nacje jak rekawiczki

CYTAT

Spedzilem w St Anton na poczatku lat 80-tych caly sezon pracujac wieczorami i nocami jako barman w Crazy Kanguruh

KONIEC CYTATU

Spedzilem w Crazy Kanguruh ...... caly sezon pracujac dniami jako skilehrer w St. Anton



autor: torek - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 11:29 am

Torku, to jednak spotkalismy sie

Kurwa Mać
P.S. Przepraszam Wszystkich Forumowiczów, ale tutaj kropki zwyczajnie nie pasują.
Ja miałem kachola na głowie i gogle, więc byłem trudno rozpoznawalny, ale... Ciebie cholera nie skojarzyłem.
Poważnie i bez żartów. Wyglądałeś jakoś tak nobliwie. Z SM zapamiętałem Cię inaczej.



autor: Krzysiek - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 1:20 pm
Ale jaja



autor: Tomasz Gornicki - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 1:37 pm
Zazdroszcze Ci Pawel , ja sie trzymam jednej nacji i tez sobie radze No moze nie tak dobrze jak Ty, ale jako barman dostawalem dobre napiwki( w odroznieniu od innych) co swiadczy o klasie Czyz nie prawda
Lusnia! Zycze szybkiego powrotu do zdrowia i nart. Cale szczescie ze wszyscy nie maja takiej same opinie o wszystkim, bo by bylo nudno i nie bylo by tematu do dyskusji Mnie tam akurat zle przygotowane stoki specjalnie nie przeszkadzaja, ale jak juz ma byc to wole troche w strone betonu niz sorbet Pozdrowienia Tomasz



autor: lusnia - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 2:19 pm

Zycze szybkiego powrotu do zdrowia i nart.
Dziękuję!
Do zdrowia, to bez rekonstrukcji w 100 % nigdy, a rekonstrukcja w naszym wieku jest nieco ryzykowna. Szczęście z nieszczęściu, że prowadzący mnie kuzyn - lekarz jest specjalistą od kolana w Piekarach.
Oczywiście dostałem szlaban na narty na ten sezon, a co do stopnia dysfunkcji i ciągu dalszego wypowie się w marcu - bądź co bądź dzisiaj mija dopiero drugi tydzień od urazu.
Co do nart - za dwa tygodnie będę w Radstadt - co obiecałem wnuczce (6 lat) i nie wyobrażam sobie, żebym jej nie obejrzał i pofilmował na stoku.
Ale jak czytałem w innym poście, A. Bachleda-C robił Goryczkową na jednej narcie, więc coś wymyślę



autor: Maciek - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 3:10 pm
Ale jaja Mr. Green Mr. Green Mr. Green Mr. Green




autor: Tomasz Gornicki - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 4:03 pm
Czemu nie ? Na wszelki wypadek przyczep do kijkow snowblades i wio Czyzby wiezadla krzyzowe Cie zawiodly ? Pozdrowienia Tomasz



autor: lusnia - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 5:45 pm

Czyzby wiezadla krzyzowe Cie zawiodly ?
i boczne nieco Przeciążenie przy za gwałtownie zrealizowanej krystianii do zatrzymania .



autor: Romek - Zamieszczono: ndz sty 29, 2006 8:26 pm

Torku, to jednak spotkalismy sie
O w mordę!
Teraz to już zawszę będę zaczynał rozmowę na stoku z nieznajomymi od: "Romek jestem. Z OKN-u"



autor: Jack - Zamieszczono: pn sty 30, 2006 8:48 am
Wymalowac/wyhaftowac/nakleic sobie trzeba olbrzymie K P M na kurtce z tylu i bedzie po problemie.



autor: Lechu - Zamieszczono: pn sty 30, 2006 9:23 am
No niestety Kolego Torek macie nie zaliczoną sprawność "rozpoznawanie znajomych", żółta kartka .

Można Ci natomiast uznać za zaliczoną sprawność "maskowanie" to za ten kask i gogle



autor: Bosy - Zamieszczono: pn sty 30, 2006 9:46 am
A ja dzisiaj poznałem siebie ... w lustrze



autor: Lechu - Zamieszczono: pn sty 30, 2006 9:51 am

A ja dzisiaj poznałem siebie ... w lustrze
To sie nie liczy, nie można przyznawać sprawności za tak banalną umiejętność jak poznanie siebie samego w lustrzanym odbiciu

Trzeba by też nagradzać za umiejętność obrania banana i umiejetność wejścia po schodach.



autor: Bosy - Zamieszczono: pn sty 30, 2006 9:58 am

nie można przyznawać sprawności za tak banalną umiejętność jak poznanie siebie samego w lustrzanym odbiciu Taa ... Nie zawsze to jest takie proste



autor: Bosy - Zamieszczono: pn sty 30, 2006 9:59 am

Trzeba by też nagradzać za umiejętność obrania banana To potrafi tylko Chuck Norris