kilka slow z ostatniego instruktorowania
autor: pawel - Zamieszczono: pt kwie 15, 2005 5:06 pm
witam po przerwie .
Takiego zwierzynca to chyba nikt z was jeszcze nie widzial. Co prawda nie musialem tam byc, bo na trzeci dzien zwolnilo sie miejsce w domu dla instruktorow, ale jakos zdazylem sie przyzwyczaic i tak juz zostalo.
Ale moze po kolei.
Zblizaly sie Swieta Wielkanocne. Trzeba bylo cos z tym fantem zrobic. Postanowilem zrealizowac wczesniejsze zamierzenia i w tym celu zkontaktowalem sie z najwieksza Austryjacka Szkola Narciarska. Po zweryfikowaniu moich personaliow bez problemu dostalem propozycje pracy.
OK.
Zostawiam rodzine sama sobie (niech sobie radza), a sam obrawszy azymut na Sankt Anton w Allbergu, wyruszylem sobie w droge. Nie zupelnie wiedzac czego mam sie spodziewac mijalem wiosenniejace krajobrazy, az znalazlem sie w jeszcze zimujacych Alpach. Tempo mojej podrozy bylo o tyle wolniejsze, ze jak na zlosc chyba polowa ludzkosci swiata wybrala ten sam kierunek. Trafic za trafickiem, ale koniec koncow poznopopoludniowa pora dotarlem do celu. Od razu udalem sie pod podany mi wczesniej adres.
St. Anton, a wlasciwie to bylo juz St. Jacob.
Prawie centrum, ale troche na uboczu. Dom sporych rozmiarow. Podworko jednak i samo wnetrze domu w czesci ogolno dostepnej, krotko mowiac, spowite syfilisikiem.
Do wybrednych nie naleze, mieszkac na stale tu nie bede – w koncu to tylko 2 lub 3 tygodnie,
wlasciwie potrzebuje sie tu tylko przespac - wiec w tedy oczy mam tak czy tak zamkniete,
kosztowac nic nie kosztuje.... a wiec jest OK. Najwazniejsze, ze pokoj czysty.
A wlasnie, apropo pokoju:
Moje poprzednie zmierzenie sie z zawodem instruktora juz opisywalem. Tam byl taki podrozdzial - ROMAN. Teraz powinieniem napisac podrozdzial –WILLI.
-Wiec Willi, moj obecny wspollokator, Holender, jak kolwiek sympatyczny i mily gosc, w sprawach materialnych byl dokladnym przeciwienstwem Romana. Takiego sepa to jeszcze w swoim zyciu nie spotkalem. Poprzestane na tym, ze niejednokrotnie bylem zmuszony oddac mu czesc swojego pokarmu, wypalil mi trzy paczki papierosow (wlasciwie to ja nie pale, a papierosy byly z Polski wiec strata nie wielka, ale jesc to ja od czasu do czasu jem). Willi jest rowniez w posiadaniu 35 EU, ktore stopniowo ode mnie pozyczal, a poniewaz mam dobre serce to uwierzylem, ze mi je zwroci;) Ale jak to w zyciu bywa – Roman dal, Willi zabral;)
Teraz moze o pozostalych lokatorach tego domu.
My z Willim bylismy jedynymi insruktorami. Pozostali mieszkancy to mieszkajacy tam na caly sezon zimowy przybysze z roznych zakatkow swiata, ktorzy w przerwie pomiedzy jazda na nartach, jazda na snowbordzie, a piciem, trudnili sie roznorakimi zajeciami zarobkowymi (ze wymienie- praca w wyporzyczalni nart, obsluga eventow w snowparku, praca w pralni, w sklepie etc.)
Byli to:
2 x Szwecja, z tym ze jeden to raczej Jamaicanin, czarny jak smola i z warkoczykami
1 x Australia
1 x Dania
1 x Niemcy
1 x Kanada
Wiec to jest ta menazeria o ktorej wspmnialem na wstepie. Ale nie o narodowosci chodzi. Taki syf jaki po sobie pozostawiali nalezalo by wpisac do ksiegi guinesa. Pomieszczenie jadalne bylo tak zasyfione, ze na prawde potrzeba bylo sporej odwagi, zeby tam cos jesc.
Wchodzac tam trzeba bylo sobie nogami utorowac droge przez dzungle puszek po piwie.
Zeby zdecydowac sie usiac przy stole trzeba bylo najpier reka zrzucic tone smieci, poczym wytrzec paromilimetrowa lepka maz z blatu. Zeby usiac, rowniez to samo, a niejednokrotnie trzeba bylo przesunac zalanego w trupa ktoregos ze zwierzaczkow. Zlew zaj.bany brudnymi naczyniami. Kuchenka uj.bana tak dokladnie, ze z trudem mozna bylo odroznic miejsce palnikow. W trakcie mojego ponad dwotygodniowego pobytu zanotowalem min. nastepujace przeobrazenia strukturalne. Najpierw w piekarniku nie bylo przedniej szyby. Potem nie bylo obu szyb. A potem to juz ku.wa drzwiczki odpadly.
A gospodarze? Coz, nie wiele roznili sie od gosci. Do super czystych to oni raczej nie nalezeli.
Czegoz to nie robi sie dla nartkowania?!!!!
Co do wielonarodowosci, to moze wartym wspomnienia bedzie fakt, ze w calym St. Anton, w koncu jak by nie bylo Austria, obowiazywal jezyk angielski. Np. w sklepach tylko przy kasie rozumiano niemiecki, natomiast cala reszta personelu po niemiecku nem tu dom. Wsio gawarilo po angielsku.
Zreszta w srod gosci 90 procent to Anglicy!!! Wlasnie, juz nie niemcy!!!!
Polsko gaworzacych troche wiecej niz Papuasow. Spotkalem tylko trzy rodziny, a i w tym jedna pochodzila z Angli.
W trakcie 17-tu dni (nie stety nie dostalem wiecej urlopu) jakie tam spedzilem jako instruktor ( ok 70 godzin pracy), 5 godzin bylo po niemiecku, 6 godzin po rosyjsku, 2 godziny na snowbordzie po wlosku ale na migi, reszta po angielsku. –A ja myslalem, ze przyjechalem do Austrii. Jeszcze na dokladke czlowiek o imieniu Mustafa i o odpowiadajacym temu imieniu wygladzie, byl opiekunem przedszkola narciarskiego.
Anglicy, wiekrzosc moich kursantow.
Mam jak najleprze zdanie o nich. Do tej pory myslalem stereotypami. Teraz wiem, ze to otwarci ludzie, bardzo komunikatywni, weseli, szybko sie uczacy, a przede wszystkim wdzieczni. Fundowane Apresski i napiwki byly tego najleprzym dowodem. Ale i Angielki wcale nie takie brzydkie, i co najwazniesze szybko zakochujace sie w swoich instuktorach;)
O dziwo, pomimo rzadkiej mozliwosci nartkowania, anglojezyczni na stokach (nie kursanci, tylko tak ogolnie) radzili sobie nie najgorzej.
Do mojego koszmaru zaliczyc moge Luxemburczyka.
Gosc mlody, nie tluscioch.
Jedziemy kolejka do gory. Ucieszylem sie, ze w koncu trafil mi sie niemieckojezyczny.
Wypytuje sie i sie dowiaduje:
Pierwszy raz na nartach (to nic takiego. Takich co to pierwszy raz, mialem wiecej i nie byl to problem). Uprawia tenis.
Dobrze -mysle sobie, bedzie prosta robota. Raz, ze po niemiecku a dwa ze gosc tak na oko wysportowany. W koncu tenis to zalecane uzupelnienie do nart.
I co? I gow.o. Przez cale trzy godziny nie udalo mi sie postawic goscia na nartach. Probowalem wszystkiego. Nic nie pomoglo. Gosc ruszal sie jak nie naoliwiony robot. Kto z was ogladal film z Luisem Define o przybyszach z kosmosu ten ma pelny obraz. Jeszcze tak dziwnej korelacji rochowej to w zyciu nie widzialem.
Pewnie znany jest wam rowniez fenomen trzymania przez poczatkujacych rak wykreconych w przod. Ten gosc mial rece powykrecane o360 stopni bardziej niz kazdy inny poczatkujacy.
Ale najgorsze bylo to, ze posiadal on silna potrzebe trzymania sie czegokolwiek. Najblizej bylem nie stety ja. Poniewaz bylo dosc cieplo, bylem w samym podkoszulku, wiec mnie skubany podrapal.
Najbardziej chcialo mi sie jednak plakac nad moimi nartami. Skubany co i rusz wpierdziel.l sie we mnie, zupelnie jakbym bym magnesem a on kupa blaszanego zlomu.
Na drugi dzien skutecznie uniknalem goscia.
Jeden z instruktorow mi powiedzial:
-Pawel, widzialem cie wczoraj przy tym klijencie. Dales z siebie wszystko. Na prawde byles bardzo pomyslowy. Stawiam konteren gorzaly temu, komu uda sie tego goscia nauczyc chociazby tylko stac na nartach.
Ale to byl na prawde wyjatek. Normalnie na trzeci dzien stawialem co poniektorych na krawdzie, chociaz okolicznosci nie byla ku temu najbardziej sprzyjajace.
A no wlasnie.
Warunki.
Przed poludniem na beton zmrozony sztruks. Od 8.30 do 9.30 mialem czas dla siebie, wiec dawalem sobie w du.e. Potem mieklo i robilo sie bardzo mieko. Moldy byly bardzo wysokie, ale ja tez lubie cos takiego od 14-tej byl rowniez czas dla mnie. Wyciagi konczyly jazde o 16-tej, wiec w tedy tez katowalem sie. Kto tego nie zna?
Stromy stok. Muldy bardzo wysokie, ale snieg miekki. Najzd na molde. Szpice nart zatapiaja sie z lekka w sniegu, poczym rozbryzguja snieg z wielkim impetem na wszystkie strony. Tak jakby to byly fale morskie a nie moldy sniegowe. Zeskok z moldy i w skrecie atak na nastepna. Takie cos daje niezle w du.e ale rowniez jest to fantastyczna zabawa.
Sam osrodek St. Anton, Lech, St. Christof. To potezne polacie gor. Przyznam, ze nie zjezdzilem wszystkiego, pomimo iz poza normalnymi wolnymi godzinami mialem trzy dni dla siebie. Troche zaskoczony bylem klasyfikacja tras. Jest tam np trasa nr 24 oznaczona jako niebieska. Przez wiekrzosc biegnie rownolegle do trasy czarnej i czerwonej. Natomiast na polodniowej stronie (Randol) sa trasy klasyfikowane jako czerwone ale w porownaniu z ta nibieska 24-ka to sa to drozki spacerowe.
W ogole osrodek nie nadaje sie dla poczatkujacych. Podobno w Lechu jest wiekrzy wybor latwych tras, ale tam nie dotarlem. Natomiast dla juz radzacych sobie to jest to doskonale miejsce.
Aby przejechac z czesci St. Christof do St. Anton sa dwie mozliwosci. Albo dolina niebieska trasa, albo czarna trasa KANDACHAR. Poniewaz istnialo duze zagrozenie lawinowe, trasa niebieska byla zamknieta. Kandachar i do tego zmuldzony byl super fajna zabawa. Ale nie dla wszystkich. Niektorzy byli do tego stopnia zdesperowani, ze woleli zginac na niebieskiej pod lawina niz na czarnej jak bochaterowie;)
Ogolnie bardzo drogo, ale do zasady nalezy, ze w karzdym schronisku skiinstruktor placi co najwyzej polowe ceny. Sa tez super miejsca, gdzie instruktor po skonczonym posilku i piwku zamiast pieniedzy skladal tylko na rachunku swoj autogram. Nie bede ukrywal ze tam staralem sie byc najczesciej;)
50 prozent instruktorow to holendrzy. A ja myslalem, ze oni mieszkaja pod woda i z wiazku z tym powinni raczej na nogach miec pletwy a nie narty.
To by bylo na tyle. Jak sobie cos przypomne do dopisze, a narazie do roboty.
Ps.
Dzieki Mariusz za podanie namiarow na strone.
autor: Andrzej K - Zamieszczono: pt kwie 15, 2005 7:07 pm
witaj Paweł
piękna relacja
autor: Darek - Zamieszczono: pt kwie 15, 2005 7:28 pm
Zaczynasz nowe życie.
Fajnie, że się pojawiłeś.
autor: teo - Zamieszczono: pt kwie 15, 2005 8:14 pm
No wreszcie Cię widać i "słychać" Cieszę się, że zmusiłem Mariusza do napisania do Ciebie. Witaj ponownie.
autor: Mariusz - Zamieszczono: pt kwie 15, 2005 9:01 pm
Cześć Pawełku !
Cieszę się, że w końcu dołączyłeś.
To, że jesteś z nami sprawia mi sporą radość i daje satysfakcję, bo ciężko Cię czasami do czegoś przekonać .
Sprawozdanie super
Mam nadzieję, że nie jest to chwilowe i będziesz zaglądał, choć koniec sezonu dla wielu już nastał.
Pozdrawiam serdecznie - Mariusz
autor: skaski - Zamieszczono: pt kwie 15, 2005 11:00 pm
Bardzo ciekawe sprawozdanie. Ilu w końcu tych Angoli jeździ na nartach, bo wyglada że ze 100 milionów. W Chamonix jest ich pełno i ciągle przybywa. Po francusku można sie jeszcze dogadac, ale to tylko dzieki wrodzonej niechęci tubylców do nauki jezyków.
A nam tym czasem zima się, Panie Dziejku robi. Weekend jak zwykle syf zapowiadany, ale tym razem chyba przechytrzę naturę biorąc 2 tygodnie urlopu specjalnie na końcówkę sezonu. mtak wiec kiedys sloneczko wyjrzy zza chmur - a wtedy kier. Grand Montets (jeździmy do 9.05)
autor: Lechu - Zamieszczono: sob kwie 16, 2005 7:25 am
Witaj Paweł
Relacja świetna, uśmiałem się setnie w dwóch miejscach, raz przy opisie tego chlewu w części ogólnodostępnej a drugi raz jak Cię niegramotny kursant podrapał
Z tym chlewem znaczy tylko to że "nasi" nie są najgorsi jak by niektórzy mogli sądzić, widać u innych też flejów nie brakuje, nie mamy się czego wstydzić.
Pozdrawiam serdecznie, Leszek
autor: zbyszek - Zamieszczono: sob kwie 16, 2005 8:28 am
Relacyjka wygląda na ładny kawałek mieska - przeczytam jutro wieczorem.
Jak wrócę ...
Dzisiaj niestety muszę jechać na bagna i sprawdzić, czy przez zimę coś zostało do wypicia,
i do popływania
Ahoj
ps. też sie bardzo cieszę, że frakcja unicka dołączyła do naszego kółeczka
autor: torek - Zamieszczono: ndz kwie 17, 2005 8:54 pm
Po trzech dniach na krawędzie... ?: No, no...
autor: isia - Zamieszczono: pn kwie 18, 2005 8:45 am
pięęęękne...
autor: pawel - Zamieszczono: pn kwie 18, 2005 5:57 pm
Torku,
Nie doczytales,
Co po niektorych. Co po niektorych!!!
Ale tak na powaznie. Niektorzy ludzie sa bardzo pojetni. Moze mam wyjatkowe szczescie. Ale za rowno podczas instrukorowania w Obertauern, jak i w St. Anton trafilem na kilkoro takich. To na prawde przyjemnosc z kims takim pracowac. Mowisz, pokazujesz, a potem to samo czlowiek robi.
Co do stawiania na krawedziach to oczywiscie nie jest to takie oczywiste, czy to szczyt umiejetnosci. W warunkach gdzie muldy dochodza do metra (to nie przesada) snieg jest miekki I jest stromo, to ta umiejetnosc bez gruntownych podstaw moze doprowadzic do zwatpienia w swoje mozliwosci.
Jest jedna rzecz. Kolekcja nart na nastepny sezon. Wiekrzosc z tych ktore widzialem robily wrazenie, jakby ktos Adamowi Malyszowi podprowadzil sprzet i tylko niewiele obcial z tylu.
Narta bardzo szeroka, stosunkowo dluga, malo albo w ogole nie taliowana, bez plyty. Oczywiscie, ze jezdzilem na tym. Nie moglem sie oprzec pokusie sprobowania. REWELACJA. Trzeba tylko umiec jezdzic na nartach a nie tylko umiec stac na kancie.
To jasne, ze to narta do glebokiego, pozatrasowego puchu. Wlasnie w takich warunkach mialem okazje pojezdzic. Ale tez na twardym wyratrakowanym byly genialne. Mysle, ze na tyczki sie nie nadaja, ale wymagajac szerokiego spektrum umiejetnosci dostarczaja super frajdy
autor: Maciek - Zamieszczono: pn kwie 18, 2005 7:43 pm
A mnie zainteresował ten fragment:
co najwazniesze szybko zakochujace sie w swoich instuktorach;) Paweł, czy mógłbyś to rozwinąć? Może jakieś przykłady?
autor: pawel - Zamieszczono: wt kwie 19, 2005 7:02 pm
A mnie zainteresował ten fragment:
pawel napisał:
co najwazniesze szybko zakochujace sie w swoich instuktorach;)
Paweł, czy mógłbyś to rozwinąć? Może jakieś przykłady?Po prostu warto zostac instruktorem.
Zycie jest w tedy takie piekne i latwe
autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt kwie 19, 2005 7:26 pm
Po prostu warto zostac instruktorem.
Zycie jest w tedy takie piekne i latwejak ratownik latem
autor: malyzenio - Zamieszczono: śr kwie 20, 2005 10:38 am
Superowe
Cieszę się, że jesteś
autor: KazP - Zamieszczono: pt kwie 22, 2005 9:13 am
Cześć Pawle. Fajny opis.