Księżyc Krwi
Zir - 10 sie 2010, o 18:33
Parę słów od autora:
Jako, że ogólnie pisanie opisów jest moją piętą achillesową, postanowiłem napisać ten oto Gore-Horror starając się w nim zmaksymalizować szczegółowość opisów. Jest to wersja surowo-gotowa, gdyż z powodu blokady pisarskiej nie mogę się wziąć za jego poprawianie i rozbudowanie. Niech będzie jak jest. Może kiedyś się za nie wezmę i poprawię najważniejsze rzeczy. Niniejsze opowiadanie - zasadniczo - nie jest odpowiednie dla czytelników poniżej 18 roku życia, ze względu na dość brutalne opisy, ale ja wam nie zabronię jego czytania
===================
--Księżyc Krwi--
"Wilk!" krzyk przerażenia rozciągnął się alarmująco po całej osadzie, podrywając wszystkich mieszkańców na nogi. We wszystkich chatach momentalnie rozbłysły światła; lampy naftowe, świece i wszystko co mogło rozwiać mrok zimnej, grudniowej nocy.
"Wilk!" alarm powtórzył się, sprawiając, że ci, którzy zostali wyrwani z błogiej nieświadomości snu zrozumieli, że owy krzyk, to nie wybryk ich wyobraźni, ale faktyczne ostrzeżenie. Stopniowo niewielki tłum wyległ na ośnieżoną, gruntową drogę, przy której znajdowały się prawie wszystkie chaty.
Gdy po raz trzeci dusze wszystkich zebranych przeszyło słowo zawierające w sobie wszystkie ludzkie lęki i obawy, cały tłum zorientował się skąd do niego doszło. Uzbrojeni w widły, topory i inne przedmioty, które mogły posłużyć za broń, ruszyli w kierunku stodoły stojącej na skraju osady, tuż obok granicy otaczającego jej lasu. Biała kołdra, pokrywająca ziemię, skrzypiała pod stopami idących ludzi.
Niebo nad osadą było czyste; bez jednej chmurki, acz pełne gwiazd. Po jego środku ojciec nocy - księżyc - obnażał swoje sino-białe poliki, świecąc tym samym pełnią swojej urody.
Ludzie zbliżali się ku stodole, której wrota były szeroko otwarte. Blask księżyca nie oświetlał jednak jej wnętrza, więc zapraszała ona do środka jedynie ciemnym odmętem.
Dookoła nie było słychać nic oprócz lekkiego szumu wiatru i jęków deptanego śniegu. Ową ciszę przerwał w końcu dochodzący z czeluści nieoświetlonej stodoły krzyk, który następnie przeszedł w milknący stopniowo gulgot.
Tłum zdębiał na moment.
Gdy wszystkie odgłosy ucichły, ktoś stojący z tyłu ruszył na czoło zgromadzenia z trzymaną w ręku prowizoryczną pochodnią i, prowadząc tak wszystkich, zbliżył się do posępnej, drewnianej budowli. Trzymając ogień nad sobą stopniowo rozświetlał nieprzeniknioną czeluść i wypatrywał czegokolwiek, co mogłoby znajdować się w środku i być źródłem usłyszanego przed chwilą krzyku. Po chwili uszu wszystkich dobiegł nowy dźwięk, a potem następny i jeszcze jeden. Były to odgłosy przypominające pękanie kości, mlaskanie i ciężkie, bardzo niskie sapanie. Człowiek z pochodnią postąpił kroku i wszedł do stodoły, rozświetlając całe wnętrze, a gdy tylko przestąpił próg budynku, wszystkie odgłosy umilkły.
Wszyscy pozostali zostali na zewnątrz, obserwując płomień nad głową śmiałka.
Mężczyzna powoli posuwał się naprzód, badając wzrokiem wszystkie miejsca, które rozświetlał blask jego pochodni. W pewnym momencie jego oczy przykuł obraz, którego nie sposób opisać tylko w paru słowach; na przeciwległych wrotach leżało oparte coś, co niegdyś nazwać można było człowiekiem. Teraz to, co miał przed oczami, było tylko groteską ciała rudowłosej kobiety, do której należała ta stodoła. Znał ją. Znał ją bardzo dobrze, ale teraz miał poważne wątpliwości czy "to" było rzeczywiście nią.
Twarz miała wykrzywioną w grymasie bólu i strachu, a oczy wytrzeszczone tak, jakby chciała nimi wołać o pomoc. Z jej ust wypływała dosłownie rzeka świeżej krwi, która spływała powoli na jej brodę. Szyja również była czerwona od krwi; ta jednak wypływała z ogromnej dziury, z której ktoś przed chwilą musiał wyrwać, a raczej wyszarpnąć, jej krtań.
Zbierało mu się na wymioty.
Krew była wszędzie; otaczała ścierwo jej ciała olbrzymią kałużą i wypełniała cały budynek ostrym, miedzianym zapachem. Nocna suknia, w którą była ubrana, a która zwisała z niej poszarpana i porozrywana na strzępy, niegdyś zapewne biała, mieniła się ciemną czerwienią. Cała klatka piersiowa i brzuch kobiety były otwarte, a raczej rozdarte, tak jakby ktoś próbował wedrzeć się do środka i wyrwać jej serce.
Gdy tylko przełknął z trudem ślinę, jego uszu dobiegł szelest rozrzuconego pod ścianą siana. Mężczyzna zrobił krok w tył, starając się zlokalizować jego źródło. Patrząc na szczątki nieszczęsnej kobiety, na prawo od niej zauważył w pewnym momencie dwa świecące punkty; wielkie, hipnotyzujące, błyszczące oczy, które wpatrzone były prosto w niego. Powoli, ślepia stanęły między nim a ciałem. To, na co teraz patrzył było wielkie; większe od największego psa jakiego kiedykolwiek widział. Nagle sparaliżowany strachem, wpatrywał się jedynie w tego czworonożnego stwora.
Ogromny, czarny wilk obserwował go przez chwilę, czując w powietrzu ludzki strach i pot. Powoli wyszczerzył białe kły, uśmiechając się jakby cynicznie w stronę znieruchomiałego człowieka. Z pomiędzy wielkich szczęk zwisał mu kawał ociekającego krwią mięsa. Z tego miejsca trudno było określić czy był to płat rozerwanej skóry, czy świeżo rozszarpane ludzkie jelito. Potwór zaczął warczeć, grożąc stojącemu przed nim człowiekowi.
Sparaliżowany mężczyzna, szturchnięty falą strachu, upuścił pochodnię. Chciał uciekać, chciał krzyczeć, ale ani jedno, ani drugie nie było teraz możliwe. Jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa, opętane przez najsilniejszy strach jakiego kiedykolwiek doświadczył. Wiedział, że wilki z pobliskich lasów są duże, ale rozmiary tego monstrum zatrzymały płynącą w jego żyłach krew, zmieniły ją wpierw w wodę, a potem w lód.
Wilk upuścił ochłap ludzkiego mięsa i ponownie wyszczerzył lśniące od śliny kły.
Ogień z leżącej na ziemi pochodni w końcu zgasł, na powrót pogrążając całą stodołę w ciemnościach.
Błyszczące oczy i kły były ostatnim co zobaczył stojący wewnątrz mężczyzna.
---
Stojących na zewnątrz ludzi dobiegł nagle krzyk. Otchłań wielkiej, drewnianej budowli, uwolniła na chwilę przerażonego człowieka, który wybiegła z jej czeluści. Ta jednak, jakby tylko dla chwili zabawy, zmieniła swoje zdanie i puściła za nim swojego posłańca.
Wielki wilk wyłonił się z ciemności. Jednym skokiem dosięgnął swej ofiary i przygniatając ją swym ciężarem, twarzą do ziemi, na oczach wszystkich zatopił swoje kły w szyi bezbronnego człowieka i oderwał spory kawałek mięsa wraz z częścią kręgosłupa. Odgłos wrzasku, rozrywanych tkanek i gruchotu kości, zmieszał się w jedną ohydną symfonię. Monstrum rozejrzało się po otępiałych gapiach, wypluło ścierwo i rzuciło się w tłum. Przebijając się między uciekającymi ludźmi, ruszyło w kierunku lasu. Gdy panika w końcu ustała i ludzie zatrzymali się, wsłuchując się w ciszę, nad lasem uniósł się dźwięczny, długi skowyt przechodzący w głośne, przeciągłe wycie.
Księżyc przesłoniły chmury, a z nieba zaczął padać śnieg; najpierw powoli, a potem coraz mocniej. Kilka osób ruszyło do swoich domów, by następnie wrócić z lampami i kolejnymi pochodniami.
W pewnym momencie ciszę nocy przerwało powtórne donośne wycie. Ludźmi wstrząsnęła fala niepokoju, gdyż tym razem nieludzki głos dobiegł nie z lasu, ale z przeciwnego końca osady.
"Wrócił..." ktoś wyszeptał w tłumie.
"Widzieliście co zrobił z Brukiem?!" zapytał ktoś inny.
"Był wielki..." dodał kobiecy głos.
"Trzeba go zabić, inaczej on zrobi to z nami."
Wszyscy rozejrzeli się po sobie.
Śnieg prószył już tak mocno, że nawet pochodnie nie dawały już zbyt wiele. Widoczność z minuty na minutę stawała się coraz gorsza.
"Ci, którzy nie mają przy sobie nic do obrony, niech idą do domu i albo znajdą cokolwiek, albo zaryglują drzwi. Musimy się jakoś obronić." zakomunikował, trzymający w rękach topór, wysoki mężczyzna w grubym kożuchu i solidnych, zimowych butach.
W tej chwili część mieszkańców rozeszła się niepewnie do swoich domostw. Dwóm osobom nakazano iść do feralnej stodoły i zabrać z przed jej wrót ciało ich sąsiada.
Gdy w końcu dotarli do celu, po ciele Bruka nie było już ani śladu. Śnieg już dawno zasypał plamę krwi i wszystkie ślady, które mogłyby świadczyć o tym, co się z nim stało. Obaj spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
"Zabrał go..."
Przez chmury zaczęło znów przebijać się światło księżyca, a śnieg padał już nieco słabiej.
"Jak mógł go zabrać skoro wycie szło od strumienia?"
Wyższy mężczyzna drżał z zimna.
"Nie wiem. Może..." nagle zabrakło mu powietrza w płucach. Twarz mu pobladła, a oczy gwałtownie się rozszerzyły. Patrzył za plecy swojego towarzysza. Tamten jednak nie mógł tego zauważyć, gdyż starał się właśnie wypatrzyć cokolwiek we wnętrzu stodoły.
"Może, co?" spojrzał na twarz kolegi. W tym momencie poczuł jak zamarzają mu wszystkie mięśnie. Powoli odwrócił głowę w kierunku, w którym patrzył się jego kompan. To, co zobaczył, odjęło mu dech.
Przed nimi, w lekkim świetle przebijającego się przez padający jeszcze śnieg księżyca, stał wpatrujący się w nich wilk. Był to ten sam, który na ich oczach zabił ich sąsiada. Dopiero teraz zdali sobie sprawę z jego rozmiarów; był wielki, na prawdę wielki, nienaturalnie wielki, i to ich tak na prawdę najbardziej niepokoiło. Wilk, ale większy niż wilk. I jego oczy; było w nich coś dziwnego. Niby wilcze, a jakby nie wilcze. Przeszywały ich umysły i paraliżowały ciała. Były jednocześnie przyciągające i ciepłe jak oczy matki, a zarazem przerażające i pełne śmiercionośnej furii.
"O Boże..." wyszeptał niższy mężczyzna powoli przesuwając się w stronę stodoły.
Wilk jedynie stał i obserwował obie postacie. Gdy tylko zauważył, że jedna z jego przyszłych ofiar się oddala, obnażył kły i zaczął warczeć.
"Stój, idioto. Nie ruszaj się... Może sobie pójdzie." wyszeptał ten wyższy.
Mimo, iż jego kompan stanął na chwilę i dalej patrzył w lśniące ślepia czarnego potwora, na nie wiele się do zdało, gdyż bestia nie przestawała warczeć. Jedyne co się zmieniło to to, że teraz nie patrzyła już na niedoszłego uciekiniera, ale na tego drugiego. Gdy ich wzrok znów się spotkał, monstrum kłapnęło zębami, zacharczało, zjeżyło się i ruszyło pędem na swoją ofiarę.
W tym momencie mężczyzna, który chciał uciekać, wrócił do swojego pierwotnego planu i biegiem ruszył do stodoły, a gdy tylko się w niej znalazł, usłyszał za sobą przeraźliwy krzyk i łomot upadającego ciała. Będąc już przy przeciwległych wrotach budynku, obejrzał się za siebie by zobaczyć drugi akt tego krwawego spektaklu. Widział jak jego towarzysz leży na ziemi, przygnieciony wielkim, czarnym cielskiem i stara się ostatkiem sił walczyć o swoje życie.
Wilk jednak dopiął swego; swymi lśniącymi kłami dosięgnął ludzkiej szyi i wgryzając się w nią, wyrwał z niej całą krtań oraz część gardła. Zarzuciwszy głowę do góry, monstrum pogryzło i przełknęło kawał ludzkiego ciała.
Z oczu zabitego mężczyzny krzyczał strach przed tym, co już było nieuniknione. Próbował krzyczeć, ale nie mógł; z jego szyi dobiegał jedynie charkot, a ciało drżało, targane śmiertelnymi spazmami. Temu człowiekowi nic już nie mogło pomóc.
Mężczyzna stojący w czeluści budynku obserwował jak olbrzym pożywia się ciałem jego kompana. Nagle jego nozdrzy dobiegł mocny drażniący fetor. Nie dochodził on jednak z zewnątrz, ale z wnętrza stodoły. Człowiek rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu i tuż koło swoich nóg dojrzał biały obiekt, który natychmiast zidentyfikował jako ludzkie ciało. Odskoczył w bok, potykając się o coś dużego. Upadł na plecy z głuchym hukiem. Gdy podniósł głowę, zaczął dłonią badać przyczynę swojego upadku. Pod palcami poczuł, że jest to coś miękkiego i wilgotnego. Po chwili rozpoznał to, czego dotykał.
"Bruk..." wyszeptał i spojrzał na zewnątrz odwracając jednocześnie wzrok od znaleziska.
Wilk dalej pożerał ciało martwego człowieka, po czym po chwili przestał i wciągnął głęboko powietrze. Ogromną głowę znów rozświetliły dwa rzędy ociekających krwią i śliną zębów. Potwór zwrócił łeb w kierunku odmętu stodoły i swoimi wielkimi ślepiami znów zaczął obserwować, nadal leżącego, żywego mężczyznę.
Strach nadal paraliżował ludzkie mięśnie.
Wilk patrzył na swoją kolejną, dzisiejszej nocy, ofiarę, aż w pewnym momencie jego wilcza twarz zdała się cynicznie uśmiechać ku bezbronnej ludzkiej istocie.
Człowiek nie wiedział czy to, co się działo było prawdą czy wytworem jego wyobraźni. W istocie, wydawało mu się, że potwór się do niego uśmiecha.
Lecz najbardziej nieprawdopodobną rzeczą było to, co nastąpiło po owym szalonym uśmiechu: wilk spiął się, wyprężył w łuk i zawył donośnie, po czym jego ciało zaczęło się zmieniać; zaczęło rosnąć, rozrastać się. Monstrum charczało i dyszało przy akompaniamencie rozciągających się tkanek i pękających w jego wnętrzu kości. To, co się z nim działo, było jeszcze gorsze niż sam spektakl mordu i pożerania ludzkich ciał. Gdy przemiana dobiegła końca i w około nie było słychać nic oprócz dyszenia wielkiego zwierzęcia, przed oczami mężczyzny doszło do najdziwniejszego, tej nocy, zajścia. Futrzaste monstrum zaczęło się powoli prostować i stawać na... dwóch nogach... łapach... nogach...
Serce przerażonego człowieka stało już nieruchomo od jakiegoś czasu.
To, co stało we wrotach stodoły, przypominało teraz groteskowe połączenie człowieka i wilka. Wielkie, muskularne, wysokie na ponad dwa metry stworzenie, stało teraz prosto na parze silnych, zakończonych pazurami, ni to wilczych, ni to ludzkich nóg. Było nieco przygarbione. Ręce miało grube i długie, a dłonie zakończone pięcioma pazurzastymi palcami. Na samej górze, niczym integralny element korpusu, widać było ogromny, wilczy łeb; ten sam co poprzednio, a jednak trochę zmieniony. Tak na prawdę tylko oczy i kły - te wielkie, hipnotyzujące oczy i te wielkie, śmiercionośne kły - pozostały idealnie takie same. Potwór dyszał ciężko i znów zmierzył swoją ofiarę wzrokiem.
Dla mężczyzny istniał już tylko ten oświetlany przez światło księżyca, stojący w wejściu do stodoły koszmar. Cały otaczający go świat zniknął; stał się nie ważny. Wszystko zamknęło się w tych kłach i tych ślepiach. Jego umysł krzyczał, że to wszystko to sen, to musi być sen, to tylko sen! A jednak zapach krwi unoszący się w powietrzu, odgłos ciężkiego oddechu i widok tego olbrzymiego... czegoś... mówił mu coś zupełnie innego. Wiedział, że przeciwko temu stworzeniu nie ma najmniejszych szans. Uczucie rezygnacji zaczęło wypełniać jego ciało i duszę. Tak... Koniec był już bliski.
Potwór w końcu ruszył wolnym krokiem do środka, kierując się prosto na jeszcze żywą, ludzką istotę. Im był bliżej, tym bardziej monstrualny się wydawał. Ziemia pd jego ciężarem dudniła jak wielki, pusty bęben. Śmierć zbliżała się wraz z każdym uderzeniem: dum...! dum...! dum...! Olbrzym zatrzymał się tuż przed oddzielającym go od człowieka, brodzącym w kałuży własnej, zaschłej już krwi, ciałem. Spojrzał na dół, przypatrując się ubranemu w kożuch ścierwu, a następnie, znów spoglądając na żywego mężczyznę, zrobił jeszcze jeden krok w przód. Wielka łapo-stopa stanęła na głowie nieboszczyka, miażdżąc ją w jednej chwili.
Huk pękającej czaszki, zgniatanego ludzkiego mózgu i tryskającej krwi, odbił się głośnym echem po całym pomieszczeniu.
Wilk pochylił się ku swojej ofierze, sięgnął łapą ku jej szyi i zaplatając wokół niej wielkie palce, dźwignął człowieka w górę z taką łatwością, z jaką dziecko podnosi z ziemi biedronkę. Przyglądał się mu i uśmiechnął się drwiąco. Jego oczy znów wprowadziły słaby, ludzki umysł w trans.
Mężczyzna zamknął oczy, czekając na nieuniknione. Nie musiał na szczęście długo czekać.
Monstrum zatopiło swoje ostre kły w miejscu gdzie szyja łączy się z ramieniem, krusząc przy tym ludzki obojczyk.
Z ust nieszczęśnika dobył się pojedynczy, rozdzierający krzyk. Sekundę później stracił on przytomność, oddając się spokojnie w objęcia śmierci.
===================
Komentarze (kreatywne) mile widziane.
von_Majzel - 10 sie 2010, o 19:32
Wow , fajnie mi się czytało dlatego że nie przymulasz akcji . Opisy są krótkie , ale szczegóły dorabia wyobraźnia . Dostałem gęsiej skórki w pewnym momencie =)
Zir - 11 sie 2010, o 09:32
Wow , fajnie mi się czytało dlatego że nie przymulasz akcji . Opisy są krótkie , ale szczegóły dorabia wyobraźnia . Dostałem gęsiej skórki w pewnym momencie =)A mogę wiedzieć, w którym?
von_Majzel - 11 sie 2010, o 09:50
Proszę , dokładnie tutaj :
"Jak mógł go zabrać skoro wycie szło od strumienia?"
Wyższy mężczyzna drżał z zimna.
"Nie wiem. Może..." nagle zabrakło mu powietrza w płucach. Twarz mu pobladła, a oczy gwałtownie się rozszerzyły. Patrzył za plecy swojego towarzysza. Tamten jednak nie mógł tego zauważyć, gdyż starał się właśnie wypatrzyć cokolwiek we wnętrzu stodoły.
Jimmu - 20 paź 2010, o 14:41
Ciekawe, ciekawe... Miałbym stracha gdybym zobaczył to na wielkim ekranie. :3
demon - 20 paź 2010, o 16:41
Genialne. Mam tylko jedno pytanie: czy to opowiadanie jest już zakończone, czy cdn. ?
Zir - 20 paź 2010, o 16:44
Genialne. Mam tylko jedno pytanie: czy to opowiadanie jest już zakończone, czy cdn. ?Aktualnie raczej zakonczone... chociaz myślałem nad jego "przedłużeniem". Tak na prawde to nie wiem czy warto je kontynuować.
ValveZ - 20 paź 2010, o 18:41
Uwierz mi Ze Warto ;3 Gratuluje . Swietne ^^
Zir - 20 paź 2010, o 18:49
Genialne. Mam tylko jedno pytanie: czy to opowiadanie jest już zakończone, czy cdn. ?Uwierz mi Ze Warto ;3 Gratuluje . Swietne ^^Ok dzieki za miłe słowa... ale może powiedzcie mi co było fajne, a co mozna by było zmienic? Chodzi mi o konstruktywny komentarz a nie same słowa pochwały.