mitologia po nowemu
autor: Andrzej K - Zamieszczono: czw sie 10, 2006 10:28 pm
Jeśli nie lubiłeś w szkole mitologii to masz okazję poznać ją w sposób
bardziej przystępny i zrozumiały...
Jak to było ze złotym jabłkiem, wyborami miss Olimpu i skąd wzięła się wojna trojańska
Była sobie kiedyś góra. Wysoka prawie jak minister edukacji, zachmurzona
prawie jak prezydent i twarda prawie jak niedawno aresztowany detektyw.
Korzystając z wyżej wymienionych dobrodziejstw, wyżej wymienionej góry,
mieszkali na niej bogowie.
Bogowie byli tak naprawdę ludźmi ze wszystkimi ich słabostkami, jednakowoż
posiadali boskie moce. I tak najwyższym z nich był Zeus. Zeus miał możliwość
rzucania błyskawicami jak coś mu się nie podobało, poza tym lubił młode
ciałka więc korzystał ze swej boskości i dymał co tylko można było wydymać
(ale o tym za chwilę). Było jeszcze wielu innych bogów, którzy pojawią się w
tej historii ale zostaną opisani kiedy nadejdzie ich pora.
Tak więc, pewnego dnia, na górze, a ludzie nazywali ją Olimp, zorganizowana
została biba. Powodem owej biby były zaślubiny Peleusa i Tetydy. Zaprosili
oni wszystkich bogów, poza jednym. A właściwie jedną. Ta jedna to Eris -
bogini niezgody. Straszna suka i despotka, przez to nikt jej nie lubił. Eris
miała wiele powodów do bycia taką, jak chociażby fakt, że nikt nie chce jej
zaprosić na regularnie odbywające się orgietki. Jakkolwiek, nikt już nie
pamięta jak się to zaczęło - czy pierwsze było suczenie Eris, czy też
niechęć innych bogów do niej. W każdym razie podczas tej biby zaręczynowej,
Eris po raz kolejny udowodniła, że ma permamentny stan napięcia
przedmiesiączkowego i wrzuciła na imprę złote jabłko.
Jednak to nie było takie sobie zwykłe złote jabłko. Miało ono napis "Dla
najpiękniejszej". A to już nie w kij dmuchał. Wszystkie panny od razu
rzuciły się na nie, ale jabłko było jedno, a ich wiele. Trza więc było coś z
tym zrobić. Poproszono więc Zeusa aby przeprowadził eliminacje i wyłonił
zwyciężczynię. Zeus odparł, że i owszem, eliminacje - żaden problem ale
finalistki to on nie wyłoni. Nikt nie wnikał dlaczego jednak my znamy
powód - ale o tym za moment.
Tak więc wybrał Zeus finalistki, a były to Afrodyta, Atena i Hera. Posądzono
po tym Zeusa o kumoterstwo bo wiadomym było, że posuwa je wszystkie, jednak
nikt nie odważył się powiedzieć o tym Panu Olimpu osobiście. A finalistki
Zeus wyłonić nie chciał, bo każda z laseczek miała możliwości by ukręcić mu
łeb lub inną, dość istotną część ciała. Zeus wybrał więc gościa, który miał
się narażać trzem pięknym boginiom. Był to Parys, książe Troi.
Ten więc, nie mógł nie skorzystać z okazji i postanowił wysłuchać argumentów
bogiń, która z nich powinna wygrać. Hera poszła na łatwiznę i obiecała mu
panowanie nad krainą Anorektycznych Żółtków Jedzących Algi (w skrócie AZJA).
Atena, jako że miała wyszkolenie wojskowe i zajebisty sportowy biuścik z tym
związany, zaproponowała zwycięstwa we wszystkich bitwach i wojnach i wieczną
chwałę.
Parys obiecał że oddzwoni. Natomiast Afrodyta obiecała mu najpiękniejszą
kobietę świata. Jak wiemy, ta lama wybrała rzecz najmniej pożyteczną czyli
kobietę. Afrodyta została najpiękniejszą boginią i otrzymała złote jabłko,
które póżniej ktoś zajumał z gablotki. Parys otrzymał (a właściwie
uprowadził) piękną Helenę ze Sparty, co wywołało wojnę trojańską. A jako, że
Hera i Atena były ostro podkur**ione za wypięcie się na nie podczas
konkursu, wspierały Spartan jak tylko mogły. Parys był więc zmuszony do
posuwania Helci w przerwach między ustawionymi bitwami, jednak to już
zupełnie odrębna historia...
autor: Andrzej K - Zamieszczono: czw sie 10, 2006 10:29 pm
Mitologi ciąg dalszy
Zima była sroga tej zimy. Zresztą zawsze było zimno, bo ogień był
zarezerwowany tylko dla wybrańców, czyli olimpijczyków, czyli bogów. Ci zaś
siedzieli na Olimpie, Hefajstos dbał, by w centralnym było zawsze napalone.
Ciepło było i napalone było też towarzystwo. Rozkoszy bogom dostarczały
boginie i ziemianki. Boginie w sensie cielesnym a ziemianki w sensie
lokalowym. Krew rozgrzewała ambrozja a ciało studził nektar. O podkład
muzyczny zadbał Orfeusz, który małym podstępem pozbył się na zawsze
Eurydyki
i leśny bożek Pan. Pan chodził ze swoją fletnią i niektórym boginiom za
drobną odpłatą pozwalał zagrać na swojej fletni.
Tylko Prometeusz był smutny, bo mu żal ludzi było, co ognia nie widzieli, a
jeżeli już to tylko z daleka, a wtedy krzyczeli - O rety!!!
Dlatego też, kiedy Zeus używał małżonki swojej Hery, aż iskry leciały,
podłożył Prometeusz wiązkę słomy pod Zeusowy tyłek i z zapalonym od iskry
wiechciem poszedł między ludzi. I nauczył ludzi używać ognia. Jak ognisko
rozpalić, jak strawę uwarzyć i domy rozjaśnić. I pojaśniało w ludzkich
domach i we łbach. Zaczęli warzyć nie tylko jadło. Ambrozja to nie była,
chociaż woltaż miała niekiepski. A Prometeusz chodził od domu do domu i
robiąc za dobroczyńcę pił na sępa. Ale wszystko ma swoje granice. Zeus
usłyszał chóralne śpiewy dochodzące z ziemi i wściekł się, że ktoś sięgnął
do jego, Zeusowego paśnika i zwinął mu patent na ogień. Całą złość
wyładował
na Prometeuszu. A zemścił się perfidnie. Czekał, czekał i czekał, aż
ziemski
napitek co za ambrozję uchodził zrobi swoje. I zrobił. Prometeuszowi, co
pił
na sępa siadła wątroba. I pewnie by skończył marnie, gdyby nie
wspaniałomyślność Zeusa.
Ludziom posłał Pandorę z prototypem puszki, żeby się flaszkami w pijanym
zwidzie po łbach nie walili, a Prometeusza wysłał na odwyk na Kaukaz. Tam
specjalnie szkolony sęp usuwał co jakiś czas uszkodzone alkoholem fragmenty
wątroby, ta zaś regenerowała się, i to nie cudownie tylko zwyczajnie, bo
takie ma właściwości.
A mitem do dziś jest stwierdzenie, że wszystko uchodzi temu, co pije na
sępa.
Bo kto na sępa pije , temu wątroba gnije. .