mój pierwszy X WZF
autor: Andrzej K - Zamieszczono: pn gru 19, 2005 6:17 pm
Najpierw fotki
moje już są tutaj
http://www.narty.g2g.pl/wzf/index.htmlpo kliknięciu na miniaturkę otwiera się powiększenie
a po kliknięciu powiększenie otwiera się zdjęcie w pełnych wymiarach
A teraz sprawozdanie a właściwie moje wrażenia z mojego pierwszego a według kolejności X WZF.
W zasadzie drogę opisał Qbas więc dodam tylko tyle że bardzo nam pomogły informacje od tych co jechali przed nami.
W RnJ pytamy o hotel. I akcent humorystyczny Hubert przez okno pyta: "szukamy hotelu Helena" i w odpowiedzi słyszymy że tu kawałek w prawo i śmiech. Hubert nie wiedział że szukać po czesku znaczy pier..lić.
Wjeżdżamy przed hotel i stoją nasi. Widzimy się pierwszy raz (znałem z kontaktów osobistych tylko Torka) a widzi się że znajomi. I wyciągnięta reka ojca mówiącego Jestem ojciec. I już wszystko jasne. Sami swoi. Popędzają nas nieco bo już taksówka zamówiona. Więc pędem się przebieramy się i ...
Zajeżdża taksa i zostali sami szczupli. Hubert wciska się do przodu. Lechu jako drobny robi za chudego na środku a ja po wsadzeniu jednej nogi i głowy z trudem wciągam drugą do auta. Udaje się zamknąć drzwi i ruszamy.
Stacja wyciągu. Karnety. Narty na nogi. I heja do góry. Wskazanie na miejsce spotkania i w dół do kanapy.
Jazdy. Extra.
Przerwa na papu. Spotkanie starych przyjaciół. Rozmawiamy tak jak byśmy się znali od wieków. A przecież widzę się z tymi ludźmi pierwszy raz.
Jeszcze po przerwie następna porcja orania śniegu.
Patrząc na okolicę dręczy mnie pytanie: w Czarnej Górze warunki terenowe są bardzo podobne a cała reszta do bani. Czemu Czechom się udaje a unas nie?
Koniec heblowania góry. W gronie niecierpilwych zjeżdżam tak daleko jak się da i ten kawałek podchodzimy do Hotelu.
Po drodze kawalek brniemy przez świeży, nie ubity śnieg i okazuje się że mamy za krótkie kijki bo całe giną w białym puchu.
Obiado-kolacja i dalszy ciąg spotknia w pokoju Zbyszka to ciągle spotkanie starych przyjaciół. Dla mnie rewelacja. Bo tak naprawdę obawiałem się nieco tego spotkania. Przecież pozostali to starzy WZFofcy. Obawy były zupełnie nieuzasadnione.
Rano w niedzielę pod drzwiami jadłodalni jestśmy o ułamek sekundy przed obsługą. Śniadanie i znajomą taksówką na górę.
Pogoda troszkę gorsza bo mgiełka w górnej części trochę utrudnia jazdę. Ale śnieg i frajda z jazdy i .. a zresztą co tam to ciężko opisać , zresztą sami wiecie.
Czas niestety nieubłaganie goni. Więc spotkanie w Lovcence. Dla nas wyjeżdżających to już koniec jazdy. Tylko sesja fotograficzna po wyjściu i na dół do taryfy.
Hotel. Szybki prysznic i w drogę.
Bardzo się cieszę z tego wyjazdu. Ze was poznałem w realu.
Dziękuję Hubertowi za wspaniałą jazdę. Warunki naprawdę były ciężkie.
SZKODA ŻE TAK KRÓTKO.
JESZCZE !!!!JESZCZE !!!!JESZCZE !!!!JESZCZE !!!!
Tak naprawdę cały czas jestem pod wrażeniem tego niezwykłego spotkania. Ludzi którzy okazali się tak bliscy.
autor: Andrzej K - Zamieszczono: pn gru 19, 2005 6:20 pm
tylko dodam fotki są tak jak przerzuciłem z aparatu bez zabawy w fotopraczu czy innych takich więc jak by się komusnie podobały to niech sobie poprawi sam.
autor: Magda - Zamieszczono: pn gru 19, 2005 11:14 pm
Po obejrzeniu fotek i kolejnym zimowym spacerze to człowieka jeszcze bardziej ciągnie na narty.
Ale fajnie Wam było......