ďťż
OT - sympatyczne świstaki.





autor: zbyszek - Zamieszczono: wt mar 15, 2005 8:42 am
Znalazłem cuś takiego:
http://motoryzacja.interia.pl/news?inf=601916

Jeden z naszych kolegów bawił się trochę w świstaka, ale myślę, że chyba też będzie zaskoczony wytwornością manier ...




autor: qbas - Zamieszczono: wt mar 15, 2005 9:18 am
No to tu będzie akurat głos w druga stronę. W tym roku przekraczałem granice Szwajcarii koło St. Gallen czy jakoś tak i nie było najmniejszych problemów. Pan dość grzecznie płynną angielszczyzną zabytał sie po co jedziemy i po zaspokojeniu jego ciekawości mogliśmy spokojnie jechać dalej. Dokładnie tak samo było w drodze powrotnej gdzie zostaliśmy potraktowani jak obywatele unii pełną gębą bo tylko mignęlismy paszportami jak pozostali niemcy i austriacy i pojechalismy dalej.

Fakt, że mój kumpel mieszkający tam przez ponad 3 lata opowiadał dantejskie sceny jakie się działy na granicach ale to było ponad 7 lat temu.



autor: teo - Zamieszczono: wt mar 15, 2005 10:57 am
W tym roku, jadąc do Livigno przekraczaliśmy granicę szwajcarską w tym samym miejscu co opisywane w artykule i bezproblemowo, zarówno w jedną jak i w drugą stronę, zostaliśmy przez pograniczników potraktowani. Paszporty okazane i w dalszą drogę. Myślałem, że będą się czepiali, bo jechaliśmy z psem, ale po zobaczeniu unijnego paszportu psa odprawili nas bez żadnych problemów. Owszem, zdzrzały mi się kiedyś problemy na granicy czesko-austriackiej w Mikulovie. Tam czepiali się austriacy. Po trzecim przypadku przestałem jeździć przez Mikulov. W Laa było pusto i ze strony austriackiej grzecznie. Czepiali się za to Czesi. Tak więc nie ma reguły. Jak się trafi na chama, to nic nie poradzisz.



autor: fantom - Zamieszczono: wt mar 15, 2005 11:52 am
Znam oba te przejscia graniczne (Bregenz, St.Gallen) i z jednym musze sie zgodzic.
Jestesmy traktowani jako obywatele gorszej kategorii przez sam fakt zadawania pytan po co na co dokad - ale z takim przypadkiem chamstwa nie zetknalem sie w Szwajcarii ( W Austrii owszem)

Dziwi mnie zupelnie brak reakcji ze strony ekipy reporterskiej
Brak znajomosci jezyka niemieckiego - moze byc tu tylko czesciowym usprawiedliwieniem.

Po takim zachowaniu przy swiadkach - gosc w 24 godziny moglby stracic prace.
Wystarczylby spisanie numeru sluzbowego i zawiadomienie odpowiednich sluzb - podejrzewam ze daloby sie to zalatwic nawet w jezyku angielskim.

Chamstwo urzednikow obojetnie pod jaka szerokoscia geograficzna mieknie np.przy slowach - "a powtorzylby to Pan do Kamery i mikrofonu - wlasnie krecimy reportaz o..., pisze artykul, zbieram informacje...."

Metode te stosuje z rzadka w naszych urzedach - wystarczy maly kartonik z napisem PRESS , zawiniatko z kabelkiem przypominajace magnetofon i mikrofon, dyndajacy niedbale aparat foto z "duza rura"...
Paniczny strach przed publicznymi wypowiedziami, mozliwoscia zdemaskowania - czasami dziala cuda.

...
smutne zdarzenie




autor: qbas - Zamieszczono: wt mar 15, 2005 12:13 pm

dyndajacy niedbale aparat foto z "duza rura"

Zastosowałem to kiedyś na granicy w Świecku. Wszyscy stali porządnie w kolejce do przejścia ale jak wiadomo co jakiś czas znalazło się paru cwaniaczków, którzy stwierdzili, że przecież można szybciej pasem dla TIRów. Wkurzony oczekiwaniem i kompletnym brakiem działań Niemców wziąłem mój aparat z długą lufą, włożyłem wojskową kurtkę NATO pozyczyłem do kompletu czapeczkę i zacząłem udawać, że robię zdjęcia rejestracji osobówek, które "omyłkowo" jechały nie tym pasem co trzeba. Reakcja była zaskasująca. Nie wiem jak się rozniosło ale po 15 min przyjechali goście w zielonym busiku i powiedzieli, żebym sobie dał spokój, po czym stanął pan w pięknej białej czapce, rozszczepili barierki i wszystkich, którzy jechali nie tak jak trzeba puszczali na koniec kolejki. Czyli wiadomo jakieś 20-30 km zawracania i parę godzin w ...



autor: skaski - Zamieszczono: ndz mar 20, 2005 11:26 pm
Od 15 lat mieszkam 25 km od granicy CH, więc siłą rzeczy często tam bywam. Na granicy tylko jeden raz bylo nie tak. Jadąc maluchem na polskich nr, w Basel w 1989 roku nie chciało nam sie kupic nalepki i usilowaliśmy wmówić celnikowi, że do Genewy pojedziemy drogami kantonalnymi. Zostaliśmy wyrzuceni na koniec dość długiej kolejki ( a właściwie to cofnieci do Niemiec) i potem musiałem prosic długo celnika by mi sprzedał winietkę. W 1992 w Zurychu miałem stłuczkę w 100% z mojej winy. Ponieważ walnąłem w starego schnocka a byłem na francuskich (więc podejrzanych nr) wezwal on policje. Policjant był super grzeczny, pomógł nam spisać protokół , pozamiatał szkło z jezdni i zostawił swoja wizytówkę gdybym miał jakies jeszcze klopoty.
Często prekraczałem granicę z przyjaciółmi na polskich nr i nigdy nie było problemu.
A co do tego, że Polacy w Szwajcarii nie są traktowani jak "starzy" europejczycy nigdy nie miałem wątpliwości. Zresztą nie tylko w Szwajcarii. W maju wracałem autobusem z Polski. W Basel zatrzymali nas wzięli paszporty i poszli. A obok w tym czasie smigneło chyba z 10 autobusów niemieckich, nie zatrzymywanych.
Przykład najnowszy z Niemiec. W zeszłym tygodniu jechali do nas ludzie na narty. Rodzice z 3 dzieci. Zostali zatrzymani przez słuzby celne na autostradzie k. Chemnitz. Musieli zjechac 40 km do posterunku celnego i poddac sie totalnemu bebeszeniu busa. Stracone 4 godziny i nie wiadomo za co zaplacony mandat na 20 E> Po niemiecku nie mowia , wiec sie nie dogadali. Obok nich widzieli jeszcze 7 polskich samochodów. Jeżeli Niemcy planowo robili łapanke na Polaków ( może mieli do tego podstawy) to czemu nie ściągnęli tłumacza?
Zresztą, w Polsce jak przyjeżdżamy na nr francuskich to też nas rżną ile wlezie. Potrójne opłaty za parkingi (bez kwitu), kretynskie mandaty, chocby jak w tym roku w Nowym Sączu. Skreciłem z 10m na placyk od ulicy która jechałem bo widziałem policjanta i chciałem sie spytac gdzie mozna sie zaparkować. Na to on, ze daje mi mandat bo wjechałem w ulice jednokierunkową (znak gdzies był schowany za drzewem). Bardziej niz 100 zl było mi żal straconej pół godziny na cyrk z tym związany. Wracając do Szwajcarii to nie zapomnę jak w 88 roku po przyjeździe do Cham pojechaliśmy sobie z KM na wycieczke do granicy w Chatelard. Nie mogliśmy jej przekroczyć, bo nie mieliśmy wiz. Zostawilem auto na parkingu po stronie francuskiej i zapytalem Szwajcara, czy mozemy iść kupic czekolady na piechote do pobliskiego butiku i wrócic. Bardzo uprzejmie odpowiedział, że możemy nawet jechać samochodem. Do dzis pamietam smak tamtej czekolady i wrażenie europejskości - bez wizy a wpuścił i to do Szwajcarii !



autor: Maciek - Zamieszczono: pn mar 21, 2005 8:42 am
Ja wielokrotnie wjeżdżałem do Szwajcarii, nigdy nie było żadnego problemu.
Jedyny kontakt z policją, to dwukrotne zatrzymanie na autostradzie i sprawdzanie w bazie danych, czy samochód nie kradziony (nie jechałem maluchem). Za każdym razem max. 5 min. Wtedy, przy pierwszej kontroli upewniłem się, że mam "czyste" auto.



autor: torek - Zamieszczono: pn mar 21, 2005 10:37 pm
Często przekraczałem granicę Szajcarską. Pierwszy raz w 1978. Było bez problemu, mimo, że granica była dla tych z UE, a myśmy o tym nie wiedzieli. Potem róznie bywało. Raz w zimie sprawdzali mi bieżnik w oponach zimowych, raz z kolei kazali bez sensu czekać nie wiadomo na co, mimo, że obok przejechało w tym czasie bez problemu kilkanaście samochodów. W większości przypadków było bezbolesnie, ale te spojrzenia dające do zrozumienia za kogo nas mają wystarczą mi.