ďťż
Po Kalamicie w Słowackich Tatrach...





autor: torek - Zamieszczono: wt sie 29, 2006 8:51 pm
Takie coś znalazłem na na prawdę dobrym górskim forum:
http://mesto.sk/prispevky_velke/vysoke_ ... 6500.phtml

Wyjaśniam, że mianem Kalamity określa sie wielki huragan, czy też orkan, który nawiedził Słowackie Tatry (szczególnie Wysokie) 19 listopada 2004.

Tutaj wizualizacje mającego powstać ośrodka (dobre filmy).
www.b2.sk/tld

Hmm... dla narciarzy, to "w zasadzie dobra" wiadomość, ale... tam ludzie są oburzeni, a z tekstów wynika, że to prawdziwi miłośnicy gór.
Jako górołaz jestem rozdarty. Wiele głosów rozsądnych i spokojnych, ale są również dla mnie lekko, no powiedzmy, by nikogo nie obrazić "pryncypialne" na zasadzie "nie, bo nie".
Bo przyroda, bo wiadomo, że na 100%, że będzie katastrofa, bez przeprowadzenia naukowej analizy skutków- zresztą każdą taką analizę można zakwestionować), bo Tatry są małe (prawda) i jak ktoś chce se jeździć to niech jedzie w Alpy (a może ktoś nie ma tyle pieniędzy?) itd.

Nie chcę wdawać się w szczegółową polemikę. Zresztą mam duże wątpliwości (jak szedłem w tym roku do Moka, żeby wejść na Wrota Chałubinskiego i nie mogłem iść prosto, bo tłum był jak na Krupówkach, to mnie szlag trafiał i chciałem strzelać), ale jeśli zadrzewianie tego terenu ma wyglądać tak, ze posadzi się świerk, bez odtworzenia poprzedniego składu drzewostanu, a i na to podobno nie ma pieniędzy, to kto wie...?

Jeśli na tym terenie mają powstać nowe pensiony i nowe Zakopane (niektórzy Słowaccy inwestorzy już zacierają ręce, bo podobno zazdroszczą nam Zakopanego i mają kompleks? - sic!), to może lepiej, żeby powstal cywilizowany osrodek narciarski.
Zresztą Słowackie "czynniki oficjalne" już coś gmerają przy temacie. Mają zamiar wprowadzić stopnie ochrony przyrody w obrębie Parku w porozumieniu z TANAP-em, a jak znam realia, to jak oni coś postanowią, to zrobią, bo choć zieloni na Slowacji sa równiez mocni, to jednak nie, aż tak jak w Polsce.

Ciekawy wątek dotyczy również faktu, że Slowacy nie maja tak nabożnego stosunku do Tatr jak my, bo mają znacznie więcej gór i niekoniecznie Tatry to jest dla nich top. Poza tym mają 78% Tatr i ekologiczne kapeluchy rozkładaja sie u nich na prawie czterokrotnie wiekszą powierzchnię.

Nie wiem... Dużo pytań i wątpliwości. Mało odpowiedzi.
W życiu nie można mieć wszystkiego. To moje ulubione motto.
Zapraszam do dyskusji.




autor: Jack - Zamieszczono: wt sie 29, 2006 9:43 pm

jak szedłem w tym roku do Moka, żeby wejść na Wrota Chałubinskiego i nie mogłem iść prosto, bo tłum był jak na Krupówkach, to mnie szlag trafiał i chciałem strzelać

Polecam w takim razie Jungfrau. Wlasnie stamtad wrocilem.
Strzelac napewno nie bedzie Cisie chcialo
Dosyc sporo samochodow z polskimi blachami bylo, wiec wyglada na to ze jest alternatywa dla Polakow tez
Nie tylko w Tatry trzeba/mozna jezdzic jak sie chce po gorach pochodzic...



autor: torek - Zamieszczono: wt sie 29, 2006 9:58 pm
Zgoda, też chodziłem trochę po Alpach i swoje widziałem, ale to jest Drogi Jacku obok tematu. Co Sądzisz o samym pomyśle?



autor: Jack - Zamieszczono: wt sie 29, 2006 10:24 pm
Tatry konkurencja dla Alp nigdy nie beda. Fajnie ze ludzie maja pomysly, ze chca inwestowac pieniadze i cos robic. Czym wiecej tym lepiej.
Kazdy wyciag, gondolka odciaga w lecie od szlakow ludzi nie przygotowanych do chodzenia po gorach. Z punktu widzenia ochrony przyrody czym wiecej ludzi w gondolkach, pociagach itd tym mniejsza szkoda dla srodowiska. Latwiej zapanowac na tym tlumem. I tym bezpieczniejsze gory...
I tym wiecej pieniazkow zostaje w gorach zeby te gory chronic.
Niestety dla wielu idiotow nie potrafiacych logicznie myslec najprostszym wyjsciem jest wszystko pozamykac. Wtedy ludzie kase zostawia w alpach, kanadzie czy stanach i tam o dziwo przyroda bedzie sie rozwijac a u tatrach wszystko o dziwo bedzie wymierac... Ciekawe jak to wytlumacza za kilkadziesiat lat...




autor: zagronie - Zamieszczono: śr sie 30, 2006 1:29 pm
Właśnie wróciliśmy z żoną z Tatr, ściśle Zachodnich. Taki emerycki urlopik. Dziesięć kilometrów od Liptowskiego Mikulasza w strone Doliny Żarskiej jest wieś Żiar. Po 250 koron od osoby, pokoiczek w drewnie, z łazieneczką i kuchnią z pełnym wyposażeniem. Wokół cisza spokój. Ludzi nieco w lesie, ale z powodu grzybów. Prawie śladu Polaka, ponieważ nasz rodak po górach chodzić nie lubi. Musi zaliczyć, choćby na kolanach: Giewont, Kasprowy już nie - bo jest kolejka. Ambitniejsi jeszcze wchodzą na Rysy. Na Słowację rodak jeździ do Tartralandu obok Mikulasza, do Baszenowej, albo do Oravic.

Zrobiliśmy kilka wycieczek, aby się przekonać, czy coś w tym ciele jeszcze jest z kondycji. Pierwszy dzień Baraniec 2185 m. Startujemy z wysokości 900 m. Ok. 3,5 do 4,5 godz. podejścia, zależnie od kondycji. My niestety w tym drugim terminie, nie te czasy, gdy się biegało po górkach. Przy zejściu zaczęły napierniczać jakieś wiązania w kolanach. A jest powiedzenie słowackie, że zejście jest gorsze od wystupu.

Nastpęony dzień lało a my kurowaliśmy nogi i ciało na basenie termalnym w Liptowskim Janie. Fajny basen, bo woda zawiera sporo różnych soli, powodujących, że się pływa jak w ciepłym morzu. Trzeci dzień to była wycieczka na Siwy Wierch(1804 m), ostatni szczyt Tatr Zachodnich i wogóle Tatr od zachodu. Powrót Dolinami Bobrowiecką i Jałowiecką. Przyznam się, że zaskoczyły mnie te doliny, szczególnie Jałowiecka. Znam prawie wszystkie doliny tarzańskie, po polskiej i słowackiej stronie, choć głównie mnie interesowały Tatry Wysokie. Trzynaście kilmetrów od przełeczy Spalena z której jest zejście do Zuberca, widocznego z tej przełęczy jak na dłoni. Dolina w kształcie litery V, typowa dolina wypłukana i pogłębiona przez wodę, bardzo głęboka i dzikość taka, że się ma wrażenie że jesteśmy w pradziejach ziemi. W dolinie nie ma drogi, bo praktycznie ma na nią miejsca. Wąska ścieżka miejscami biegnie po bardzo stromym skalnym zboczu, na którym stoją drzewa wczepione korzeniami w podłoże. Wartu tu się przejść, bo takich naprawdę dzikich miejsc, prwadziwych mateczników dzikości jest coraz trudniej spotkać.

Kolejny dzień znowu lało i kolejna kuracja na basenie, przy okazji pojawił się problem grzybów, które piękne(borowiki) tkwiły sobie obok ścieżki na Siwy Wierch. Mieliśmy więc ucztę z borowików. Resztę żona zapakopwała do słoików.

Na trzeci dzień postanowiłem żonie zrobić wycieczkę na Krywań. Narodowa góra Słowaków. Podejście z miejsca o nazwie Tri Studniczki(kilka kilometrów za Podbańską w stronę Szczyrbskiego Plesa. Okoló 1400 m w górę. Okolica zdemolowana przez wiatr. Ten słynny wiatr, który powalił lasy w Tatrach na Słowacji . Ogromne obszary, doskonale widoczne z podejścia na Krywań, składają się teraz z powalonych drzew z których zostały tylko pniaki z tarczami korzeniowymi. Pnie grubszych drzew wywieziono. Widok bardzo smutny. Dosłownie pogrom lasu. Nic tu jeszcze nie rośnie, bo nie zaczęto jeszcze sadzić nowych drzew. Miejscami ścieszka turystyczna jest rozjechana dosłownie przez ciągniki , wywożące drzewa z lasu. Przy wejściu na szlak pojawiły się ogłoszenia ze słowem "kalamity", czy coś podobnego.

Pozdrowienia



autor: zagronie - Zamieszczono: śr sie 30, 2006 5:38 pm
Dyskusja zahaczyła o porównanie Tatr z Alpami. Można równać Tatry z poszczególnymi grupami górskimi w Alpach. Grupami bez lodowców do około 3000 m. Są podobne i tak samo trudne. Przykładem takiej grupy są Alpy Julijskie. Tatry, generalnie są bardzo pięknymi górami. Głównie Tatry Wysokie, Jest tu duże nagromadzenie szczelistych, skalnych szczytów o dużym stopniu trudności, jeśli chodzi o wejście na nie.

W Alpach(mowa o szczytach porównywalnych z wysokością Tatr), zasadniczo, dominują rozbudowane masywy. Przykład Koenigspitze w Austrii(ok.3000 m).

Pomówmy o wejściach turystycznych. Tatry pozwalają na jednodniową turystykę z dolin. Można wyjść prawie na każdy szczyt i wrócić do domu. Pod warunkiem, że dosponuje się względnie dobrą kondycją. Przewyższenia są rzędu 1000-1500 m. Jedynie w Słowackich Tatrach Wysokich spotykamy przewyższenia większe(np. z Tatrzanskiej Łomnicy na Łomnicę - ok.1800 m). Będąc doświadczonym turystą tarzańskim można śmiało chodzić po Alpach, tych do około 3000 m. Z tym, że tu doliny są dłuższe, podejścia są o większej róznicy poziomów, kondycja musi być pewna. Należy liczyć się z pokonywaniem ok. 2000 m różnicy poziomów i marszem 12 i więcej godzin.

Alpy w strefie lodowców, szczególnie bliżej 4000 m to już bajka wymagająca doświadczenia alpinistycznego. Lodowce, szczególnie uszczelinione, pokryte śniegiem firnowym są zawsze niebezpieczne. W miarę bezpiecznie można się poruszać w dolnej ich strefie, na żywym lodzie lub na lodowcu pokrytym piargiem. Wejścia na szczyty, rzędu 4 km wymagają pewnej aklimatyzacji i "startuje" tu ze schronisk. Sa to już wyprawy kilkudniowe. Jeśli chodzi o turstykę, jest już turystyka wysoko.wykwalifikowana. Poprostu alpinizm turystyczny. Coś co robili alpiniści wiele, wiele lat temu.

Ciekawostką, szczególnie w Dolomitach są tzw. "Via Ferraty". Dosłownie "drogi żelazne". Są to łatwe drogi alpinistyczne z ubezpieczeniami(głównie stalowe liny). Można się po nich "wspinać" solo posiadając uprząż i kawałek liny z dwoma karabinkami. Linę przewleka się przez specjalny gadżet(płytka z wieloma otworami). Karabinki są przypięte do końców liny o długości ok. 1 m każdy. Karabinek się przesuwa po linie stalowej. W przypadku odpadniecia leci się do nastepnęgo zamocowania liny. Tu następuje gwałtowne szarpnięcie i zatrzymanie delikwenta, pod warunkiem, że ten 1 metr przesunie się nieco przez otwory gadżetu. Jeden metr przy dłuższym locie nie wystarcza do pochłonięcia energii upadku. Dwa kawałki liny są potrzebne w razie przepinania się przy zamocowaniu do skały liny stalowej. Musi być zawsze asekuracja. Drogi żelazne w Dolomitach mają nieraz niesamowitą ekspozycję.

Można porównywać różne góry. Sens mają porównania widziane z perspektywy własnych nóg a nie kolejki wywyżącej na szczyt. Mówi się np, że Alpy(te wyższe) są o dwa numery większe od Tatr. Góry siedmiotysięczne, czy ośmiotysięczne są o dwa numery większe od Alp. W górach siedmiokilmetrowych wyście na najłatwiejsze szczyty to już poważna, kilkutygodniowa wyprawa. Choć na niektóre szczyty wejścia mogą być technicznie łatwiejsze niż np. na Gerlach.

Pozdrowienia



autor: Jack - Zamieszczono: śr sie 30, 2006 7:46 pm

Sens mają porównania widziane z perspektywy własnych nóg a nie kolejki wywyżącej na szczyt.

Raczej z tym bym sie nie zgodzil.
Dla mnie gora ktora ma kolejke na szczyt bedzie o wiele bezpieczniejsza i latwiejsza.
Wiele osob ktore bez przygotowania chodza dzis po gorach w Tatrach stwarzaja zagrozenie dla siebie i innych. W razie wypadku mozliwosci transportu takich osob sa dosc ograniczone.
Wiele osob korzystaloby z kolejek gdyby one byly w Tatarach i nie silili sie na bohaterow. Sam piszesz o napierniczajacych wiazaniach w kolanach.
Nie prosciej i bezpieczniej skorzystac w takim wypadku z kolejki a nie nadwyrerzac kolan?
Gory dzis to tez infrastruktura. To kolejki, dobrze oznakowane i przygotowane szlaki. To trasy dla rowerow.
Wiele osob nie jezdzi na nartach, a szanse odwiedzenia gor ma tylko kilka razy w zyciu latem. Nie sa oni przygotowani fizycznie do wielogodzinnych spacerow na wlasnych nogach. Dla nich wyjazd kolejka to niesamowita frajda.
Dlaczego im to odbierac i sprowadzac turystyke gorska do XIX wieku?
Jasne ze ma to urok, tak samo jak czarnobiala fotografia na kliszy.
Niestety a moze na sczescie swiat idzie do przodu i gory zmieniaja sie razem z nim...



autor: Bobic - Zamieszczono: śr sie 30, 2006 9:42 pm
Wrocilem wlasnie z Zakopanego z Pucharu Swiata, gdzie miedzy innymi spotkalem sie z JC i poruszalismy ten temat.
Slowacy az zacieraja rece na ta inwestycje i nie moga sie doczekac remontu Zakopianki. Wtedy Polacy beda chyba szerokim lukiem omijac Zakopane.
Jest pomysl by chyba (o ile sie nie myle) w 2011 zrobic na Slowacji Mistrzostwa Swiata.
Czy jest to dobry pomysl ? Nie chce polemizowac - to sa juz osobiste przemyslenia, ktore kazdy z nas ma.

Dowiedzialem sie rowniez jak bedzie wygladala "wielka przebudowa" kolejki na Kasprowy.
Ze stojacych obecnie slupow maja byc sciete wierzcholki i zastapione wiekszymi, dostosowanymi do wiekszych wagonikow.
Stacje nie moge byc rozbudowane - musza miescic sie w obecnych wymiarach.
Tak wiec peron, a dokladnie przegroda miedzy lewym a prawym peronem bedzie ruchoma. Jak beedzie wagonik dojezdzal do stacji, to przegroda bedzie przesuwala sie, by umozliwic wjazd.

Paranoja w tym przypadku, uwazam. Lepiej niech sobie odpuszcza modernizacje kolejki.



autor: torek - Zamieszczono: śr sie 30, 2006 10:22 pm
Niech sobie jednak nie odpszczają. Patent z przesuwaniem peronów widziałem gdzieś w Alpach. Temat jest delikatny i mocno obarczony polityczną poprawnością w temacie ekologicznym.Oni uwazaja, że wszystko trzeba zamknąc, żeby oni ze szlachetnych obudek mogli chodzić poza szlakiem łamiąc przepisy. Narciarze to bogata hołota, która jak chce jeździć, to niech spieprza w Alpy. Dobra... nie mam siły, ani ochoty tego ciągnąć tego dalej.



autor: Darek - Zamieszczono: czw sie 31, 2006 8:14 am
Nie o górach, ale oddaje jak działają "ekolodzy"
a3460-61.qxd 2006-08-11 16:05 Page
2

POCZTA 60ANGORA nr 34 (20.VIII.2006)
„W obronie Rospudy” wkręcenie) 123 słupów w torfiasty młodzieży. Dotarł nawet do przystanku nieczyszczeń płynnych, nielegalne wygrunt w dole rzeki ma spowodować Woodstock i na przystanek Olecko. bieranie piasku nad samymi brzegamiRospuda – obrona całkowitą degradację stosunków wod-Szuka mięsa armatniego do blokowa-rzeki, czasem na stanowiskach rzad

czy manipulacja?

.
Redakcja ANGORY w 31. numerze opublikowała za „Gazetą Wyborczą” artykuł pp.
Wajraka i Medeka, który stanowi kontynuację histerycznej kampanii rzekomo
w obronie rzeki Rospudy, a w gruncie
rzeczy mającej na celu odłożenie na
święty nigdy realizacji obwodnicy rozjeżdżanego przez tiry miasta Augustowa, popularnego ośrodka turystycznego i uzdrowiska. Doprawili to Państwo
dodatkowo równie jednostronnym tekstem pani Elżbiety Południk w „Rzeczpospolitej”. Kiedy największe media
krajowe zajmują się tak stronniczo problemem lokalnym, hamując rozpoczęte już działania, kiedy na szeroką skalę
stosuje się techniki manipulacji i celowego kłamania u takich zwykłych zjadaczy chleba jak ja, rodzi się potrzeba
protestu i wykazania hochsztaplerstwa. (...)

Do akcji podpisywania apelu do prezydenta Kaczyńskiego wciągnięto setki tysięcy ludzi nie mających w ogóle
pojęcia ani o naszym terenie, ani

o sprawie, epatując tylko chorągwią
walki o sprawę słuszną a zagrożoną.
Odnosi się wrażenie, że w gruncie rzeczy nie chodzi o rzecz samą w sobie,
jaką jest ochrona doliny Rospudy, ale
że mamy do czynienia z symbolem zagrożenia środowiska naturalnego
w skali ogólnopolskiej. Wobec symboli my, Polacy, jesteśmy wrażliwi, a przeciwnicy ich krzewicieli stoją z góry na
straconej pozycji. Wszak działają już
lotne zielone brygady. Swoisty etap
walki ekologów z drogowcami. Ale ad
rem:
Macherstwo polega m.in. na rozdymaniu walorów obszaru nad Rospudą.
Nikt z podpisujących apel nie zdaje sobie sprawy, że teren ten nie należy do
Parku Narodowego ani nie jest rezerwatem, choć projekt takowego stworzył profesor Aleksander Sokołowski
prawie czterdzieści lat temu. Po prostu
przetransponowuje się zjawiska przyrodnicze z całej Puszczy Augustowskiej tylko na ten obszar, gdzie ma być
budowana obwodnica. Gatunki zwierząt wymienione w artykułach panów
Wajraka i Medeka, jak głuszec albo
ryś, tam nie występują. Szczególnie
charakterystyczny jest przypadek
głuszca. Kto jak kto, ale p. dr Wajrak
powinien wiedzieć, jakie siedliska zajmuje właśnie ten ptak i wskazać je
w rejonie inwestycji. Ponieważ trudno
posądzać naukowca i doświadczonego publicystę o niewiedzę, rodzi się
podejrzenie, że mamy do czynienia ze
świadomym wprowadzeniem w błąd
opinii publicznej. (...)

Innym zabiegiem manipulacyjnym
jest stworzenie apokaliptycznej wizji
zagrożenia. Wbicie (w rzeczywistości

nych w jej górze. Czy rzeczywiście woda płynie pod górę? Bardzo także
przepraszam, ale czy budowa tunelu
pod doliną Rospudy, którą forsował
minister ochrony środowiska, profesor
od ekologii, nie spowodowałaby większych przeobrażeń? Akcentuje się
sprawę wycięcia ponad 20 tysięcy
drzew, jakby w obszarze „Natura
2000” nie prowadziło się w ogóle racjonalnej gospodarki leśnej. Wszak
drzewa, które mają paść przed magistralą, zostałyby wycięte i tak w ramach planowanego wyrębu.

Towarzyszą temu strasznemu obrazowi opinie o trudnościach technicznych przy wykonywaniu projektu.
Jakby wbicie pali w czterometrową
warstwę torfu stanowiło dzisiaj jakiś
problem techniczny. Sugeruje się
przy tym, że istnieje wariant krótszy,
tańszy, słowem, droga na skróty – wariant na Chodorki, jeden z kilkunastu
odrzuconych przy analizach wstępnych. Autorzy zapominają o tym, że
sam wykup gruntów od 300 właścicieli podrożyłby koszty inwestycji i przedłużyłby procedury w nieskończoność. Ani nie jest to wariant tańszy,
ani szybszy. Co więcej, wariant ten
stanowi większe zagrożenie dla stosunków w dolinie Rospudy od przyjętego przez drogowców! Wszak chemiczne opary, zanieczyszczenia, odpadki szłyby na całą dolinę, od Chodorek po jezioro Rospuda, a nie na jej
mniej wartościową przyrodniczo
i krajobrazowo kilkukilometrową
część południową. Koronny argument

– zagrożenie stanowisk unikatowego
miodokwiatu krzyżowego – właśnie
występuje przy wariancie forsowanym
przez „ekologów”! Trasa „drogowców” przebiega pół kilometra poniżej nich. Znowu rodzi się pytanie, czy
mamy do czynienia z niewiedzą, czy
z celową dezinformacją?
Oczywiście, pozostaje problem hałasu, jaki z natury rzeczy będzie wzbudzać i sama budowa, a później funkcjonowanie szosy. Czy jednak dolina
Rospudy jest dziś oazą ciszy i spokoju? Do miejsca, gdzie będzie prowadzona budowa, już teraz dochodzi hałas z niedalekiego jeziora Necko, gdzie
w okresie letnim organizowane są nagłośnione megakoncerty quasi-muzyczne i wyścigi bolidów formuły endurance. Już nie piszę o wydzierających się grupach spływowiczów. Po
zakończeniu budowy istnieje możliwość wprowadzenia jak na Zachodzie
ekranów dźwiękochłonnych ograniczających hałas. A tak między nami,
znajomy leśnik obiecał mi pokazać
gniazdo, ponoć bardzo płochliwego
bociana czarnego, właśnie przy ruchliwej szosie.

Pan Wajrak dwoi się i troi, aby poruszyć jak najszersze kręgi, zwłaszcza

nia inwestycji. Wyżebrał też poparcie
polityków z prezydentem na czele. (...)

Przyjęty przez drogowców wariant
obwodnicy augustowskiej jest swoistym kompromisem pomiędzy potrzebami zmasowanego ruchu drogowego a postulatami ekologów. Wysoka
estakada pozwala zwierzynie leśnej
na swobodne poruszanie się wzdłuż
rzeki. Gdyby ekolodzy tylko patrzyli na
ręce drogowcom, interweniowali w koniecznych przypadkach, gdyby chcieli
na ochronie ekologicznej oszczędzać
(np. nie wprowadzając ekranów
dźwiękoszczelnych), wspierali zdobytymi z innych źródeł funduszami na
doskonalenie zabezpieczeń – budziliby moją sympatię, poparcie i szacunek. Oni jednak wolą działania destrukcyjne: rozerwać po rejtanowsku
koszulę i wrzeszczeć na całą Europę:
środowisko jest zagrożone! Doprawiając w Brukseli gębę! I kolportować
łgarstwa w swoich dotowanych przez
rozmaite fundacje pisemkach.

Aż się prosi o zacytowanie znanej
piosenki pp. Sobczaka i Szpaka, bardzo adekwatnej do sytuacji: „Polska
Partia Protestująca, protestuje zawsze
do końca, w swych protestach nieustająca”. Efekt: mamy sto kilometrów
autostrad, a nie tysiące, bo forsa idzie
na wzajemnie sobie zaprzeczające
ekspertyzy, a ludność wielu miast
i miasteczek w Polsce jest skazana,
jak w Augustowie, na cierpienia powodowane tranzytowym ruchem kołowym.

Przypomnę: w samym mieście zginęło pod kołami tirów już 15 osób,
zdecydowana większość na zebrach
(np. mama mojej koleżanki). Straciłem
kolegę – wychowawcę internatu, który
po mszy wyjeżdżał maluchem spod
kościoła do domu. Pierwszą ofiarą był
wracający rowerem ze szkoły czternastolatek. Przy szosie międzynarodowej
znajduje się pięć dużych osiedli mieszkaniowych, cztery zespoły szkół, trzy
kościoły, zabytkowa śluza, jaz, Muzeum Historii Kanału Augustowskiego,
kilka supermarketów. Jedyną szansą
zmiany tej tragicznej sytuacji jest szybkie wykonanie zaplanowanej inwestycji.

Czy jest dziwne, że jesteśmy pośmiewiskiem świata? Polscy samochodziarze, jeżdżąc po znacznie porządniejszych szosach tak wysoko rozwiniętych ekonomicznie krajów jak Litwa,
Łotwa, a nawet Białoruś, mogą tylko
sąsiadom zazdrościć. Ale tam ochroniarze przyrody są rozsądniejsi.

A na dolinę Rospudy i na istniejące
unikatowe zjawiska przyrodnicze przyjdzie zagłada wcześniej czy później.
Z przyczyn, które dla naszych „ekologów” po prostu są nieważne: ocieplanie klimatu, powszechne śmiecenie,
podrzucanie do wody odpadków i za

kich roślin, brak lub niewłaściwa forma
infrastruktury turystycznej, odpowiednich sanitariatów itd., itp.

Pozostaję z wyrazami szacunku

WOJCIECH BATURA, współautor
przewodników po ziemi
augustowskiej, Augustów





autor: torek - Zamieszczono: sob wrz 09, 2006 2:16 pm
A'propos kalamity, to takie zdjęcia zrobiłem w tym roku w sierpniu w okolicy Tatranskich Matliarów. Niestety lepsze zdjęcia szlag trafił z powodu "memory kart error" .
Prawdziwe spustoszenia widać od Tatrzańskiej Łomnicy, choć tam orkan już "chudł" i pas zniszczenia jest węższy. Natomiast Smokowiec, Tatranska Polianka i Vysne Hagi, to prawdziwa pustynia. Samo Szczyrbskie Pleso i las kilka kilometrów przed nim zostały oszczędzone.

W schronisku nad Popradzkim Stawem widziałem kalendarz na 2006 rok wydany z okazji...wprowadzenia stref ochronnych w TANAPIE (sic!). Teren po kalamicie został objęty najniższym stopniem ochrony, który sprowadza się praktycznie do tzw. ochrony krajobrazowej, jak piszą zainteresowani na innych portalach. Sam tego nie sprawdzałem, ale podobno sprowadza sie to, do tego, że będzie można tam budować pod warunkiem zachowania charakteru... itp. itd. bla, bla, bla.

O zalesianiu mówi się powściągliwie i bez konkretów zwracając uwagę na fakt, że potrzeba na to od 30 (najmarniej) do 50 lat.
Zdaje się, że decyzje zapadły. Staram się do tego podchodzić spokojnie i nie oceniam. Zresztą wcale nie sprowadzając sprawy do absurdu można powiedzieć, że kalamita była zrządzeniem przyrody i zalesianie jest również ingerencją w naturalne środowisko taką samą, jak budowanie na tym terenie. Nie wierzę, że odtworzą tam poprzedni skład drzewostanu. Co najwyżej posadzą monokulturę świerkową. Przy "zarobaczeniu" obecnego lasu nie wiem, czy to w ogóle wyrośnie. Z Rakuskiej Czuby schodziłem Doliną Kieżmarską do Tatrzanskiej Łomnicy. Stan lasu jest tragiczny. Oceniam, że 10 do 20% drzew jest martwa, kolejne 20 do 30% chora.