Relacja z Paganelli
autor: mateo - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 7:23 pm
Nie wiem czy chce się Wam to przeczytać ale ponieważ nie chciałbym żebyście mówili , że się opitalam to mata
Cały wyjazd rozpoczął się od dramatycznego podkręcenia atmosfery przez KS-a który z głębi serwisowej piwnicy wydarł się z nienacka " TATO !!! TATUSIU !!!! STARY !!!!!!! ( to ostatnie to joke Laughing ) . O mało , nie łamiąc nóg podreptałem do warsztaciku , gdzie zrozpaczony Paolo pokazał mi swoje ukochane komórkowe slalomki Rosoły. W połowie między płytą a piętką narta była grubsza niż zwykle o około 1 milimetr na długości 10 cm. Rozwarstwienie. DRAMAT , TRAUMA, PIERDZĄCY GROM !!! Wykombinowałem, ze taką parę niedawno odsprzedałem trenerowi z klubu Pawła. Ponieważ do wyjazdu zostało ok. 3 godziny to na rozgrzanych do czerwoności falach eteru dogadałem zwrot do reklamacji uszkodzonej pary, pożyczenie do czasu rozstrzygniecia reklamacji ( lub odkupienie powrotne ) nart dla Paola, pożyczenie trenerowi wczoraj sprzedanych Head'ów , dodatkowo wyczarterowałem 15 tyczek slalomowych, zmieniłem trasę żeby zahaczyć o Ustrzyki a co za tym idzie na tułanie się przez Słowację . Po czym w przeciągu 45 minut wyspawałem dwustronne " rogi " które dodatkowo pozwalają mi władować po bokach "trumny" tyczki i narty w pokrowcach. .. Uffff. Jeszcze tylko ustawić fotele w układ typu sypialnia i około 23.30 w drogę.
Po Ustrzykach około 1-ej w nocy (czekano, a jak ! ) , przejście w Barwinku około 2-ej, w rejonie Popradu dupło śnieżycami i tak prawie do samej Bratysławy. Niewiele lepiej było za Wiedniem , od St Paulen waliło śniegiem aż do Rosenheim. Resztki słońca zaświeciły po przejechaniu Brenera. Za to właśnie lubię Italię Laughing Na miejscu , w Fai della Paganella zjawiliśmy się prawie równocześnie z ekipą autobusu który wyjechał z Rzeszowa przez Cieszyn około 17-ej. Za to właśnie nie lubię jeździć autobusem Evil or Very Mad Hotel Arcobaleno okazał się całkiem niezły, z mało kumatym i dość mocno gburowatym szefem. Najważniejsze, że narciarnia miała obszerne miejsce do robienia nartek , co się okazało mocno znamienne w skutki wieczorne Laughing Laughing Laughing
-----------------------------------------
Pierwszy dzień na nartach , jak to w niedzielę ograniczył się do ostrożnego zapoznawania się z trasami w towarzystwie tłumu szkółek i gorylków z niedalekich Bolzano i Trento. Trasy ciekawe i urozmaicone, infrastruktura mieszana , pół na pół stare, wolne krzesełka i nowe Doppelmayer'y i jedna gondolka sześcioosobowa. Oczywizda sprawa również infrastruktura obok stokowa czyli bary poszły do rozpoznania bojem.
Laughing Sądzę, że broile czyli prosty grzaniec miał większe wzięcie niż bombardino. Niestety Włosi robią chałę i walą bitą śmietanę z butli a nie jak należy z automatu lub gara.
-----------------------------------------
Dzień drugi : ATAK !!!
Pierwszy możliwy skibusik o 8.30 i rura na dziewiczy struksik na Fai . Dwa szybkie krzesła na samą górę i czad bez przystanku na dół . Trasa piękna, szeroka ( w najwęższym miejscu 40 metrów) , wijąca się na podobieństwo Ciampaca choć mniej stroma. Szok , że nogi i cała reszta nie nie wymiękają i na górę. Paweł leci... zap...la z góry na dół w jaju na krechę. Nie będę licytował Misia bo , niestety, nie może przebić ale KS zapitalał coś ebałt stówki. I tak do 10-ej i przez cztery dni. Później liczba osobometrów na stoku wyraźnie maleje i przenosimy się na bardziej urozmaicone trasy. Koło 11-ej coraz bardziej zaczyna doskwierać problem ... kamyczki. Koło 13-ej trzeba już mocno lawirować żeby nie zcukać ślizgów.
----------------------------------------
Dzień trzeci : Załatwianko
Spacerek do biura skiareny, krótki kicik o dużej grupie młodzieży która chciałaby potrenować na tyczkach. Bez najmniejszego problemu udostępniono mi specjalna trasę treningową która w miarę potrzeby była zamykana dla ogólnego ruchu. Tak więc KS tłukł tyki od 10-ej do 13, 14-ej każdego dnia.
Drugie załatwianko to Rafał ( drugi ze starszych synów ) zabrał się za przyuczenie naszego najmłodszego Filipa. Jeszcze przed wyjazdem mówił, że będziemy żałować zabrania niepełna 6-cio latka na taki wyjazd. Ja z kolei twierdziłem, ze Filips wszystkich zaskoczy i... wyszło na moje Laughing
Po czterech godzinach zajęć na trasie dla poczatkujących ( z wyciągiem krzesełkowym Shocked dł. 200 metrów i automatycznie zamykaną i otwieraną poręczą Shocked Shocked Shocked ) "oddał" go oduczonego jazdy i skrętu pługiem a jeżdzącego równolegle. Od tego dnia coraz śmielej zabieraliśmy Filipsa na trudniejsze trasy i w ostatni dzień zjeżdzał z mocno czerwonych ( fragmentami nawet czarnymi ) tras sprawnie kontrolując predkość , skręcając i zatrzymując się , bez wyjątku równolegle i mało tego, podśpiewując sobie pod nosem kolendy Laughing Laughing Laughing
Oczywiście, żeby go zabrać z nart trzeba było uciekać się do podstępów i przekupstwa łakociami ... Tak więc, niestety mam następnego, mocno zarażonego nartami i mocno nadwyrężony , w przysżłości, portfel Laughing
------------------------------------
Dni pozostałe: To samo co wcześniej Laughing Laughing Laughing Laughing
Aha ! Jeszcze jedno ! Paweł załozył sobie biznesik w narciarni i łoił Eurasy ( 10 E za parę ) wieczorową pora ostrząc i smarując narty , a wiadomo spod czyjej ręki wyszedł , więc i robota była solidna. Pierwsi klienci zrobili mu taką renomę , że nie mógł się opędzic od zamówień i w końcu , pomimo tego, że stawki dochodziły do 15 E odmawiał , chcąc spędzać wieczory w milszym towarzystwie niż paru przed-emerytów spijających włoskie wino w narciarni. Od treningów odciagał go haremik ładniutkich panien które przyjechały w grupie autobusowej, który snuł się za nim na stoku, nawołując o instruktaż Laughing Laughing Laughing Laughing
Z mniej przyjemnych informacji to obawiam się, ze grozi mi sparapecenie Rafała, który odgraża się, że w przyszłym roku chciałby przesiąść się na deskę. Poszlajał się chwilę w towarzystwie parapetówek i już się wygłupia.
------------------------------------
Powrót : Ale jazda !!!
W sobotę, po nartach , pakowanko i o 17-ej wyjazd. Trasa znikała w oczach... Na chwilkę, wstrzymał na przed Salzburgiem 20 minutowy stau ale później tak się rozhulaliśmy, że o 1-ej w Znojmo oddałem kierownice żonie, zeby kimnąć co nieco, to zbudziłem się 2,5 godziny później w Cieszynie. Dobrze, że spałem i nie widziałem co moja małżonka wyprawia. Na metę, w Rzeszowie wpadliśmy o 7.20. To naprawdę dobry czas.
Resume: Ośrodek całkiem fajny ale drugi raz już tam nie pojadę. Val di Fassa RULLEZ !!!
_________________
autor: Lechu - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 7:40 pm
Świetna relacja Sławku, przeczytałem z dużą przyjemnością
autor: Mariusz - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 7:49 pm
Fajne.... ale coś niejasne
Co z tymi nowymi Headami ??? jeździłeś na nich czy je sprzedałeś . Coś Ty się chłopie za handel nartami wziął ?
Jak jeździłeś to nadawaj cioto... takiego ?
autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 7:51 pm
brawo fajnie się czyta
autor: Magda - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 8:03 pm
Fajne , takie zimowe.
Spacerek do biura skiareny, krótki kicik o dużej grupie młodzieży która chciałaby potrenować na tyczkach
autor: o_O - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 8:40 pm
no comment
a może jednak coś dopowiem - WYPROSTUJE !!
Pomyliła Ci się kolejność dni bowiem to w drugi dzień - tj. poniedziałek zagadaliśmy o możliwość stawiania tyk, a nie w trzecim dniu.
Mi sie w hotelu bardzo podobało Troche załuje że nie spróbowałem WellnesCenter, bo słyszałem że jest tam bardzo fajnie.
Spędziłem połowe wyjazdu w narciarni (teraz sie dopiero zorientowałem że robiłem narty za połowe ceny :/ ) , aczkolwiek nie żałuje
Co do "mojego haremu" to już na pewno "no comment" (tak to wyglądało tylko w oczach rodzica )
Aaa ... i jeszcze jedno
Tato, napiszesz mi wypracowanie z polaka? Nigdy bym nie pomyślał, że potrafisz tak ciekawie pisać
autor: mateo - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 9:08 pm
Troche załuje że nie spróbowałem WellnesCenter, bo słyszałem że jest tam bardzo fajnie. Uhm... zwłaszcza ta specjalistka od Very Wellness
autor: torek - Zamieszczono: wt lut 01, 2005 11:39 pm
Juz gdzieś to czytałem A ty młody po takich tekstach to masz przerabane.
P.S. Szkoda Sławek, że odpadła Ci następna firma
autor: Darek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:24 am
Jeszcze ze dwa sezony i pozostanie mu tylko założyć własną .
autor: torek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:27 am
Zapisuję się na Mateosy, seria limitowana z autografem
autor: Darek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:29 am
Te bedą dożywotne.
autor: torek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:31 am
Masz na myśli gwarancję?
autor: Darek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:33 am
Wytrzymałość użytkownika.
autor: torek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:36 am
Hmm... Po Szpindelku, żadnych zakwasów, żadnego bólu lydek, czy ud tylko rąbie mnie w plecach tak, że ledwo chodzę. Oczywiście mam stopięćdziesiąt maści w domu i zakład rehabilitacji z nowoczesnym sprzętem u siebie w pracy, ale i tak niczego nie używam, poza...alkoholem
autor: Darek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 12:47 am
niczego nie używam, poza...alkoholem WinkMnie taka terapia pomogła parę razy na ból pleców ( autentycznie )
autor: zbyszek - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 6:29 am
No to masz zaliczone
Fajnie, że narciarsko było gucio. Co do sparapecenia syna, to znam kilka gorszych możliwości.
Bombardino bezkonkurencyjne jest, o czym chyba dobrze wiesz, tylko w Livigno Twisted Evil
Jakby jeszcze trochę fotek - cokolwiek, choćby te parapetówki ....
pozdrawiam,,
autor: Lechu - Zamieszczono: śr lut 02, 2005 7:24 am
Po Szpindelku, żadnych zakwasów, żadnego bólu lydek, czy udA mnie nadal jak ciekło z nosa tak cieknie, no i kaszlę jakby więcej, liczyłem że mróz i świeże powietrze mnie wyleczą a tu ....dupa, coraz gorzej