ďťż
Też wróciłem z RnJ :)





autor: Lechu - Zamieszczono: wt gru 20, 2005 12:10 pm
Wróciłem i ja już wczoraj ale podniety tak silnie byłem że sprawozdanko dziś dopiero. W zasadzie wszystko już poprzednicy opisali więc krótko parę spostrzeżeń.

Droga "tam" niezbyt ciekawa ale bywała już na tej trasie gorsza .
Spotkanie z Torkiem na moim parkingu 0545, przepakunek klamotów, spokojne dotankowanie po drodze bo czasu do spotkania z Ojcem mieliśmy trochę i w drogę.

Z uwagi na zamknięte w piątek wieczór przejście Jakuszyce Harrachov plan zakładał jazdę przez Lubawkę i tak pojechała Isia z którą byliśmy umówieni na spotkanie "gdzieś w drodze". Jako że wyruszyła wcześnie a ma blisko na Lubawkę była mocno z przodu licząc że ją dojdziemy. Jednak będąc przed Bolkowem, gdzie trzeba było zdecydować, czujnie zadzwoniłem do Straży Granicznej w Jakuszycach i usłyszałem że przejazd jest wolny .
Powiadomiłem więc Qbasa co jechał trochę z tyłu że zmiana planu i oni też na Jakuszyce ruszyli.
Ojciec z którym spotkaliśmy się zaraz po zjeździe z autostrady kontrolował nasze poczynania jadąc tuż za mną i podkręcał tempo.

Powstał problem czy powiadomić Isię która praktycznie była już w Lubawce, zawracanie na Jakuszyce było zupełnie dla niej nieopłacalne. Uznałem że lepiej będzie jej się jechało ze świadomością że gdzieś tam z tyłu koledzy jadą i razie, odpukać kłopotów nadjadą i pomogą, więc nie zadzwoniłem i dobrze .
Isia dojechała dzielnie jako pierwsza i to prosto na stok.

W RnJ byliśmy koło 0910, szybkie zakwaterowanie i taksówką na stok. W ogóle taxi subaru 4x4 okazało się rewelacyjnym pomysłem, jedyne 100 kc za 4 os. a dowózka na 5,5 m od orczyka
W RnJ jest to szczególnie ważne bo nawet z górnego parkingu jest niezły kawałek stromo pod górę. Ten pierwszy kurs był tym wyjątkowym, jak zmieściliśmy się do taxi w składzie Qbas, Andrzej K, Torek i ja pozostanie tajemnicą. Kiedy z trudem z butach narciarskich zająłem jedno z miejsc z tyłu okazało się wsiada jeszcze Andrzej K. też nie ułomek. Dziwne ale jakoś wszedł . Podziwiałem Huberta jak z kolanami na uszach i głową wciśniętą w kolana dzielnie znosił na szczęście niedaleką podróż. Powstał więc pomysł zamawiania dla niego tylko taxi ze sprawnym szyberdachem by mógł jechać wyprostowany, niestety okazało się to niemożliwe, to była jedyna taxi w RnJ .
Co ciekawe Pan Taksówkarz nawet nie drgnął ani się nie skrzywił jak mu taki zespół wszedł do auta, odpalił i poszedł bez stresu po naprawdę śliskim i stromym, w końcu 4x4 to je ono .

Na stoku warunki rewelacyjne, trochę jak dla mnie za dużo świeżego ale karnety po 100 kc tylko i kolejka niewielka. Parę zjazdów na rozruch i pora do Lovczenki, niezłe żarełko i jeszcze lepsze piwo Budweiser , rozmowy, rozmowy, powitania i spotkania ....nastrój, klimat i ten tego cudowny.

Wieczór z kolacją w miłej i kameralnej atmosferze, było nas tak naprawdę niewielu co może właśnie przyczyniło się do tak udanego spotkania. Kolacja dwudaniowa bez wyboru ale całkiem niezła jak na wliczona ze śniadaniem w cenę pokoju 550 kc od osoby. Przy kolacji oczywiście rozmowy, wspomnienia, wymiana podarunków i prezentów. Najhojniej obdarowanym okazał się Zbyszek, dostał frezarkę, tokarkę i zestaw frezów też .
No a po kolacji konsultacje grupowe na powszechnie interesujące tematy do późnych godzin ...

Dzień drugi na stoku okazał się nie gorszy jak sobota, ludzi wprawdzie trochę więcej ale szybko ubyło po 1300. tradycyjne spotkanie na posiłek w Lovczence dalsza jazda aż do zmęczenia.

Wieczór jak zwykle, szkoda tylko ze parę osób już ubyło, ale cóż , taki live ..

Ale za to w poniedziałek zaczęła się jazda na całego, ludzi zero, dosłownie puste krzesła chodziły, świeżego znowu przybyło, puch wszędzie tylko raz cieniej raz grubiej. Trasa FIS oficjalnie zamknięta ale jeździmy po niej też. Zdjęcia co zamieścił Ojciec, jak ja, Torek i jego KS wygrzebujemy się ze śniegu to scena jak właśnie wpadliśmy znienacka w duży puch. Pierwszy poleciał i to klasycznie "na pysk" Torek, potem chcący mu pozbierać rekwizyty Konrad (KS) a za moment ja też lotem koszącym "na pysk" z zanurzeniem że najadłem się śniegu normalnie.
A Ojciec, już prawie członek rzeczywisty loży szyderców (wymaga tylko ostatecznej akceptacji) zaraz złapał za aparat zamiast nam pomagać. Szukanie mojej narty w tym puchu już było mniej śmieszne ale udało się.

Ostatni zjazd, zmordowany dokumentnie zrobiłem już sobie ulgowy a Torek z KS i Ojcem pognali jeszcze raz żądni jeszcze chwili wrażeń.

Powrót oczywiście umówionym na godzinę Subaru i zaczęło się odkopywanie i wypychanie z zaspy samochodów by je uzdatnić do jazdy. Krótko mówiąc było na nich 0,5 śniegu i zasypane do połowy drzwi prawie. Siłą woli, silnikiem i na pych w końcu możemy jechać.

Droga powrotna bez historii, warunki niezłe nawet, prawie czarno w wielu miejscach, na czerwonym sępie pod Wrocławiem żegnamy Ojca z postanowieniem jak najszybszego następnego spotkania i ja już jestem prawie w domu, Torek po przeładunku powrotnym ma jeszcze 90 km no i wyjazd o 1900 z Wrocławia na autostradę, rzecz mało uprzejma o tej porze.

W domu zmęczenie bierze górę i po szybkim piwku, rozpakowaniu klamotów po prostu padam na wyrko przed 2130.

Wnioski i przemyślenia.

1. Nowi uczestnicy okazali sie przesympatycznymi forariuszami zyskującymi w bezpośrednim spotkaniu, szybko złapali ten klimacik WZF-u i spotkania grupy znanej dotychczas tylko z ekranu.

2. Areał inny jak SM, mniejszy ale tras trochę na parę dni jest, warunki śniegowe rewelacyjne mimo że zratrakować mogli by lepiej. Może za dużo i za szybko spadło nowego śniegu.

3. Hotel Helena, nowy, zmyślnie zaprojektowany, obszerne pokoje, zdecydowanie większe niż w Stylu, wszystko nowe w niezłym gatunku, wystrój restauracji jak i wnętrz gustowny i stonowany.
Cena jak za nocleg ze śniadaniem i obiadokolacją 550 kc całkiem akceptowalna.
Jedynym zgrzytem była próba zapłacenia rano w poniedziałek kartą.
Szef gdzieś wybył i zabrał terminal do kart a panienka w recepcji oprócz rozbrajającego uśmiechu nie ma żadnych pomysłów ani inicjatywy. Po zebraniu w karkołomnych operacjach pożyczkowych gotówki okazuje się ze panienka nie ma

wydać 300 kc reszty, no i w tym momencie jeden z nas nie wytrzymał ..... ręce opadły normalnie .
Cóż, trochę dalsza wyprawa zaprzyjaźnionym Subaru do bankomatu i w końcu udało nam się nawet za hotel zapłacić ale niesmak pozostał.

Dziękuje Wszystkim za spotkanie, za miłe Towarzystwo, za wspólną jazdę i pobyt. Oby do następnego równie udanego spotkania

W załączeniu parę zdjęć.

Pozdrawiam serdecznie,

Lechu




autor: Lechu - Zamieszczono: wt gru 20, 2005 12:16 pm
i jeszcze parę fotek ...