ďťż
to sobie pojeździłem





autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt sty 24, 2006 12:05 am
w Rokytnicach
reszta jutro




autor: torek - Zamieszczono: wt sty 24, 2006 12:02 pm
No, no



autor: isia - Zamieszczono: wt sty 24, 2006 8:30 pm
facet się rozszalał normalnie



autor: torek - Zamieszczono: wt sty 24, 2006 10:57 pm
Subaru?




autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt sty 24, 2006 11:01 pm
Cała historia tego wyjazdu zaczęła się 13 stycznia w piątek.
Spotkaliśmy się taką paczką ludzi z naszej klasy z liceum. Było to jedno ze spotkań kiedy rzucone jest hasło: w tym miejscu i o tej porze a przychodzi kto może. Tym razem 25% frekwencja. Dziesiątka ludzi. I było jak zawsze. Opowiadałem o naszym WZF grudniowym. I...W ludziach obudziły się wspomnienia. Ja nie jeździłem od szkoły, a ja od urodzenia dziecka , a ja jeszcze nigdy.
No to palnąłem że jedźmy za tydzień na weekend. Zobaczcie jak jest.
W sobotę na sieci puściłem linki do miejsca do zdjęć z Rokytnic z grudnia i wieczorkiem na lodowisku uzgodniliśmy szczegóły. Na mnie spadła logistyka, znalezienie noclegów i zapewnienie sprzętu no i musiałem się zadeklarować, że będę się nimi opiekował. Skład ( w zakresie umiejętności): 1 osoba 20 lat przerwy, 1 osoba 30 i jedna pełna dobrych chęci która nigdy nie miała nart na nogach. W pełni świadomy, że taki wyjazd nakłada pewne obowiązki towarzyskie i naukowe, ograniczające pełnię samodzielnego katowania się na stoku powiedziałem - tak. W końcu czego nie robi się dla starych przyjaciół.
Wybór padł na pension KOMEX. Tanio (470 CZK w szczycie sezonu z HP Helena teraz też już nie jest po 550), blisko (do Skiareal ModrĂĄ Hvězda – BahĂ˝nka na drugą stronę ulicy).
Wiedziałem że Horni Domky raczej w tym gronie odpadają a ModrĂĄ Hvězda jest bardzo odpowiednia dla takiej grupy.
Na skutek różnych perturbacji ostatecznie pojechałem tylko z kursantką . Uzgodniliśmy że mam dla siebie czas od 9 do 11 i po ćwiczeniach mogę się katować dalej.
Piątek wieczór w Poznaniu trochę pada śnieżek zapowiada się wszystko przyjemnie spakowany uzgodniony wyjazd o 4 rano jeszcze tylko skoczyć do koleżanki (agentki) odebrać polisę. Wychodzę od niej i szok jest – 6 i pada mżawka. Mam problemy z dojściem do auta a przejechanie kilometra do domu zajmuje mi 10 minut. Koło 11 pada nadal, zapada decyzja: przekładamy spróbujemy rano. Ostatecznie wyjechaliśmy powolutku o *. A za Kościanem zrobiło się ciepło +2 i tylko mokra droga. I tak było aż do Jeleniej Góry. Miejscami padało ale w sumie poszło dość szybko . Od Szklarskiej śnieżyca. Przechodzi po przekroczeniu granicy. Koło 14 jesteśmy na miejscu. Rozpakowany samochód. Moja kursantka postanawia że dziś tylko popatrzy więc tylko smyk w ciuchy i na drugą stronę ulicy złośliwie zostawiając dziewczynę z tobołami. Karnet do kończ dnia tylko 170 na górce pustawo. To sobie polatałem: talerzyk, na dół, kasownik i tak w kółko.
Przed wieczerzą mały spacer do potrawin po literaturę na wieczór. Uzgodniliśmy kierunek rewolucyjny czyli Cuba Libre.
Papu świetne: świniarskie żeberko okazało się kawałem pieczonego schabu z kością z górą knedlików.
Po lekturze rewolucyjnej przeglądam jeszcze sobie do poduszki księżkę Misia Power...W czasie wolnym od obowiązków naukowych zakładam że popróbuję właśnie tak. Wzór jest malutka fotka z profilu Isi.
Po wieczornej lekturze obudziłem się o dziwo mocno przed świtem. Cusik mi świeciło w oczy. Za oknem czyściutkie niebo gwiazdy i księżyc prosto w oczy. Zapowiedź pięknego dnia.
Rano rzeczywiście marzenie. Słoneczko –3. O 11 zaczynamy naukę. Idzie nie najgorzej. Po krótkiej chwili tupania z nartami u nóg pierwsze próby jazdy w skos i decyzja idziemy na talerzyk. Z pomocą pana z obsługi ruszamy w górę. I udało się wyjechać na samą górę a nawet zejść z lanowki.
I tak naprawdę tu zaczynają się schody jazda po prostym idzie całkiem dobrze ale przy próbie skrętu wejście dobre ale po przekroczeniu linii spadku kiedy to prędkość nieco (straszliwie) rośnie działa psychika, strach, i jest bam. Niestety albo jestem złym nauczycielem albo z dorosłymi trzeba inaczej. Z dzieciakami nie było problemów.
Być może jest to temat na zupełnie oddzielny wątek jak uczyć osoby dorosłe. Jak pokonać bariery psychiczne. Jak coś co dzieci czują z czym nie ma problemu a okazuje się kłopotem dla ludzi po 40.
Co pewne to że poza jazdą na wprost udało się nam opanować sztukę wstawania
Kończymy koło 14. Herbatka z rumem na rozgrzewkę i do roboty. Po 15 robi się pustawo ale też temperatura leci mocno w dół. Kolejka do talerzy praktycznie nie istnieje. Czyli talerzyk, na dół, kasownik i tak w kółko. Staram się myśleć jadąc o tym co pisał Misiu. Słyszę dźwięk śniegu ciętego przez narty, czasem jednak zakłócony fałszywym tonem uślizgu, czuję pęd wiatru , czuję się świetnie. Nisko wejść w pochylenie nartki szeroko i pamiętać na języki. Długi łuk i w drugą stronę. Te 800 m to tak akurat nie ma problemu wytrzymuję nie muszę stawać. Pewnie tylko w moim wyobrażeniu to tak dobrze wychodzi ale co mi tam. Jeżdżę do końca. Jeszcze o 16.30 obsługa zamykając kasowniki przepuszcza mnie jako ostatniego. Wjeżdżam czując za sobą oddech rartaka.
Po powrocie spoglądam na termometr bo coś chłodem ciągnie no i masz –17.
Prysznic wieczerza i bar Połowa gości to Polacy więc można siąść i pogadać. Testujemy złocisty napój pod wezwaniem świętego Gambrinusa. Potem szef podpowiada na zimowy wieczór jakieś dziwadełko typu obstaler o smaku zimowego jabłka. Lekki cynamonowy smak pieczonego jabłuszka rozlewa się z przyjemnym uczuciem ciepła. Mróz nie straszny.
Rano poniedziałek.
-22 - wszystko w koło zamarzło. Ale co tam trzeba być twardym. Po śniadanku (pyszna jajecznica) szybkie pakowanie . wynosimy toboły do kantorka bo gospodyni prosi o zwolnienie pokoju do 11. ale możemy ciuchy zostawić nawet do wieczora. I na narty. Kupujemy karnety do 13. Wyratrakowany zmrożony śnieg pięknie niesie. Najpierw trochę jazdy obowiązkowej .Niestety nie udaje się zrobić większych postępów ponad wczorajsze osiągnięcia. Stok pustawy; temperatura ? Jeszcze trochę jazdy dla przyjemności i niestety już 13. Idziemy przebrać się na drogę, krótka wizyta w potrawinach. Jabłuszko zimowe i Praded (bylinowy likwor) od p.Jelinka lądują w bagażu. Idziemy jeszcze coś przegryźć na drogę. W końcu toboły do autka i w drogę. Z żalem wyjeżdżamy.
Z wyjazdu jestem bardzo zadowolony. Zjeździłem się dość mocno. Dziś czuję wyraźnie to w nogach . Mam co prawda niedosyt że nie udało się więcej przekazać i nauczyć ale coś czuję że kolejna osoba uległa zarazie i chyba nie skończy na tych próbach.
Tak sobie myślę że może koło 10 marca spróbuję jeszcze raz zajrzeć do Rokytnic. W Komeksie podobało mi się. Taki jest przytulniejszy mimo że stary. Wada że pokoje bez łazienek, ale co tam na te dwa trzy dni to nie problem.



autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt sty 24, 2006 11:05 pm
i jeszcze 3 fotki



autor: zbyszek - Zamieszczono: śr sty 25, 2006 6:16 am
Dzięki za relację
Pogoda bajkowa, mróz to nie problem. Właśnie w RnJ kupiłem maseczki dla całej rodziny na taką pogodę.. Wiem, że nie firmowe, ale kosztowały tylko 90KC sztuka

Potwierdzają się moje spostrzeżenia:
- uczenie kolegów/koleżanki w sile wieku źle się kończy Miałem taką historię w Livigno. Trzeba znaleźć naprawdę dobrego instruktora - i niech się męczy...
- stok Modra Hvezda/Bahynka jest idealny do takiej nauki

Szkoda, że potwierdzasz stan hotelu i standard pokojów. Cena rzeczywiści velmi dobra.
Ciekawe, jak będzie w marcu z pogodą i śniegiem. W tamtym roku Lechu jeździł prawie do czerwca



autor: Andrzej K - Zamieszczono: śr sty 25, 2006 10:05 am
gospodyni zapewniała że będzi można jeźdzć przynajmniej do kwietnia



autor: Andrzej K - Zamieszczono: śr sty 25, 2006 8:08 pm
kupiłem maseczki dla całej rodziny na taką pogodę..



autor: torek - Zamieszczono: śr sty 25, 2006 8:34 pm
Bardzo ładnie Napisaliście Towarzyszu. Udzielam Wam pochwały