ďťż
WZF - Relacja





autor: Romek - Zamieszczono: pn gru 19, 2005 12:28 pm
Honor W-wy z trudem obroniony!
Okazało się, że poza mną nie było z W-wy nikogo więc dzielnie musiałem świecić oczami.

Piątek.
Wyjazd z biura 14.15. O 14.30 czekam na Marszałkowskiej na Javola, który po chwili w strugach lejącego deszczu, pakuje swoje 180-cio centymetrowe dechy do auta i wyruszamy dalej.
Po 45-ciu minutach jazdy w korkach docieramy do mojego domu, skąd zabieram swoje manele oraz KS'a. Już prawie w drzwiach wypowiadam magiczną przedwyjazdową formułkę: "Pieniądze są, karty są, ubezpieczenie jest, telefon jest itd... No to w drogę!"
W tym momencie Javol pyta: A paszporty masz?
No i się zaczęło. Ja mógłbym nawet nie brać, ale Maciek musi mieć.
Po 10 minutach nerwowego szukania znalazły się

Wyjechaliśmy o 15.45 w totalnej śnieżycy, która dawała się mocno we znaki przez pierwsze 2 godziny jazdy. Widząc takie warunki i słuchając komunikatów w radio, zdecydowałem jechać "Gierkówką" aż do samych Katowic. Wolno i z małymi horrorami docieramy do autostrady i dajemy na Wrocław. Przed Opolem na jednym z podjazdów pod górę droga zablokowana. Stoimy tam godzinę bo ciężarówki i osobowe nie mogąc podjechać, stoją i czekają na pomoc Każda próba ruszenia się takiego TIRa kończyła się na obsuwaniu w bok. Po godzinie stania w tej wichurze postanowiłem uskutecznić slalom pomiędzy tymi samochodami i dzięki moim nowym oponom po chwili byliśmy wolni

W tym czasie dotarła wiadomość od Zbyszka, że Jakuszyce zamknięte i trzeba przez Lubawkę.

Do Lubawki docieramy chyba około północy. Mówię grzecznie celnikowi "Dobry wieczór" a ten popatrzył na mnie badawczym wzrokiem i odpowiada: "Dla kogo dobry, dla tego dobry!"

Po czeskiej stronie droga jeszcze bardziej zasypana więc po następnych dwóch godzinach lądujemy w hotelu. Wita nas Zyszek, rozdaje klucze i częstuje porcją "chlebka" :8-) O 3.10 idziemy spać.

Sobota
Na śniadaniu jesteśmy o 8.30. Hotel OK. Nowszy większy i lepiej urządzony niż Styl. Ale przez to trochę mniej kameralny.
Oprócz klucza do pokoju dostaje się kluczyki do szafki na narty i szafki na buty. Po 9-tej dojeżdżają do hotelu Lechu, Torek z KS-em i Ojciec. Isia z koleżanką pojechały prosto na stok. Na koniec dojeżdża Andrzej K z Qubasem.
Prosimy na recepcji o załatwienie jakiegoś transportu pod wyciąg dla 12-stu osób. Po chwili przyjeżdża. Osobowe Subaru z kogutem TAXI
Trzy kursy (w ostanim jadą: Torek, Andrzej K (!), Lechu (!!) i Qubas (!!!))
Dali radę!

O 11.00 pierwszy wjazd i rozpoznanie terenu. Śniegu 1 metr. Pogoda niemal rewelacyjna. Bez wiatru, zachmurzenie umiarkowane a i słoneczko czasami się pokazało
Na trasach trochę muld ale bez lodu, kamieni i innych niespodzianek. Ja jeździłem głównie niebieską. Długa i w sam raz na początek sezonu

O 15.30 ostatni zjazd (w międzyczasie oczywiście Lovcenka ) i całe szczęście, bo nogi bolą. Punktualnie o 16.00 widzimy jak w bój rusza stado ratraków (ja naliczyłem 5). Zapowiada się jutro super sztruksik

W hotelu prysznic, parę ćwiczeń rozciągających i na kolację.
Dwudaniowa obiadokolacja w cenie pokoju więc wyboru nie ma. Dało się zjeść. Siedzimy do ok. 20-stej przy stole. Jest nas 14 osób więc dało się nawet czasami wspólnie prowadzić jedną rozmowę
Potem wymiana fantów. Rozdałem prezenty od Mariusza, a dostałem od Lecha. Pakuję to do bagażnika i widzę, że ratraczki na stoku pracują nadal
Po 21-szej spotykamy się u Zbyszka w pokuju i kontynuujemy "nocne Polaków rozmowy". Jest fajnie.

Niedziela
Przed śniadaniem wychodzę na zewnątrz i widzę, że ratraczki śmigają po stoku aż miło! Śniadanie podają od 8.00 i 2 minuty później, cała 14-stka zajada już aż się uszy trzęsą Byłem pełen podziwu dla tej dyscypliny Cool :8-)
Po śniadanku taksóweczka Subaru (2,2 4WD) i po 9-tej jeździmy! Równo jak po stole. Na górze niestety trochę mgły, ale po 200 metrach już OK.
O 12.00 Lovcenka oraz multisesja fotograficzna "pomarańczowych".
Po tym nasz ostatni zjazd i niestety do hotelu (oczywiście taksóweczką Subaru ) Szybkie odkopanie samochodu pakowanie i w drogę! Do Jeleniej po białym. Dalej aż do Wrocławia nieźle, ale im dalej, tym gorzej. Odcinek między Opolem a Częstochową (ok. 100 km) jechałem 2.5 godz. i tak wyprzedzając wszystkich, których napotkałem po drodze. Od Częstochowy już szybciej.

Generalnie - zrobiłem 1 300 km, z czego co najmniej połowa po śniegu i w fatalnych warunkach. Ale naprawdę warto było i jestem dzisiaj bardzo zadowolony. Czuję ten przyjemny ból w mięśniach, o których pamiętam tylko po nartach. Poznałem paru nowych ludzi oraz ośrodek, naprawdę godny uwagi. Szkoda, że nie mogłem zostać dłużej!




autor: Andrzej K - Zamieszczono: pn gru 19, 2005 6:23 pm
Miło słyszeć że dotarliście szczęśliwie do domu



autor: ojciec - Zamieszczono: wt gru 20, 2005 9:58 am

O 12.00 Lovcenka oraz multisesja fotograficzna "pomarańczowych".
Zachęciłem szanownych pomarańczowych do wspólnej fotki, jako przeciwwagę do lansowanego przez wpływową grupę (trzymającą władzę ) koloru czerwonego. A ponadto, po sąsiedzku, "pomarańczowi" rok temu wygrali, a czerwoni teraz odchodzą.

poz &y - człowiek urabiany na szydercę pierwszego gatunku