Zmarł Hainrich Harrer
autor: skaski - Zamieszczono: ndz sty 08, 2006 11:13 pm
Byc może popęlniłem błąd w pisowni. W kazdym razie zmarł wczoraj w Wiedniu w wieku 94 lat - pierwszy zdobywca (38 rok)północnej ściany Eigeru. W czasie II wojny internowany w Indiach. Ucieka z obozu jenieckiego i pieszo w przebraniu tubylca dociera do Lhasy. Łącznie przebywa w Tybecie 7 lat. Autor ksiażki "7 lat w Tybecie". Na jej podstawie nakręcono film o tym samym tytule.
autor: Ktomek - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 6:11 am
Ściągam czapkę z głowy... szczególnie za Eiger "mord wand". Nawiasem "7 lat w Tybecie" to niezly film. Facet był też niezlym narciarzem.
autor: torek - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 8:11 am
Czytałem jego "Białego Pająka" historię o zdobyciu północnej ściany Eigeru, jednocześnie połączoną z kroniką wszystkich prób od pierwszej Sedlmayera i Mehringera poprzez tragiczną śmierć Toniego Kurza i wreszcie historię wszystkich przejść go 1964 roku. Swoje przejście wraz Kasparkiem, Vorgiem i Hackmeirem potraktował bardzo skromnie. Pisał pięknie, mądrze, skromnie i z taktem. Nietuzinkowa postać i humanista.
autor: zagronie - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 8:50 am
Nazwisko raczej pomylone. Heinrich - imię. Przy okazji pierwsze polskie przejście północnej sciany Eigeru zrobił Stanisław Biel z kim, to już nie pamiętam. Pamiętam zawsze świetnie dwa małe pokoiki na ulicy Basztowej w Krakowie w lokalu zajmowanym przez PTTK. Te dwa pokoiki wykorzystywał na zebrania Klub Wysokogórski, koło krakowskie. Biel był członkiem tego koła. Biel także był członkiem piewszej polskiej wyprawy po wojnie w góry najwyższe(rok 1962- Noszak w Hindukuszu).
Tu się odbywały pokazy przeżroczy z Alp(!) w latach sześćdziesiąt, początek. Jako młody adept wspinaczki tłoczyłem się na prelekcji Biela, który był naszym idolem. Pólnocna Eigeru, dobrze widoczna z Grindenwaldu prze lunety była polem bitwy dla najlepszych. Ciała nieszczęśników, dobrze widoczne, wisiały na linach przez dwa tygodnie, zanim ekspedycje ratunkowe uporały się z ich opuszczeniem do podstawy. Ściana jest największa w Alpach. Ma od podstawy do wierzchołaka 1800 metrów.
Biel świetnie opowiadał o poszczególnych fazach wspinaczki, historii prób, wypadków. W głowie mi utkwiły opisy wahadeł. Jest to coś takiego, że "droga" wspinaczkowa nie "puszcza" w pewnym miejscu w górę, ale równolegle w pewnej odległości rysuje się potencjalna nowa droga. Nie można jednak do niej dojść, ponieważ między tymi "drogami" jest gładka ściana(teraz można, bo się nituje). Więc mocuje się wysoko linę i gość wahadłem przelatuje do nowej drogi, ciągnąc za sobą linę pomocniczą, aby można go było w razie potrzeby ściągnąć z powrotem.
Pokonywanie tej ściany zabierało zespołom po parę dni z biwakami. Były dramatyczne wycofywania, Niezliczone zjazdy w dół, przy złej pogodzie, deszczu i śniegu.
Technika trywializuje. Helikopter do ewakuacji. Brak chwytów i stopni na ścianie - więc wiercimy dziurki i wbijamy nity z kółeczkiem. Odzież outdorowa, specjalne odżywki, kuchnia miniaturowa. Sprzęt lekki , ciepły i przyjemny. Choć czasami natura jednak pokazuje swój pazur.
Pozdrowienia.
autor: Ktomek - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 9:35 am
Nazwisko raczej pomylone.Dlaczego? Myślałem że tak sie nazywał.
Chcialbym tylko dodac ze Płn. ściana nie jest technicznie (urzeźbienie) najtrudniejszą ścianą w Alpach. Całym problemem są specyficzne warunki pogodowe (czeste nagłe załamania), no i z racji płn. strony potworna kruszyzna ściany (walące nonstop kamory na łeb).
Messner i Habeler wspieli sie tą ścianą swego czasu w 10 godzin .Ale o ile wiem ten rekord już też pobito w czasie cos ok. 4,50 h.
Pierwsze polskie przejście drogi klasycznej Stanisław Biel i Jan Mostowski 31.08-02.09.1961.
autor: torek - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 11:00 am
Nazwisko raczej pomylone. Heinrich - imię. Nazwisko jak najbardziej się zgadza.
autor: skaski - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 8:17 pm
Czytałem jego "Białego Pająka" historię o zdobyciu północnej ściany Eigeru. Też ją czytałem
Eiger obok północnego Grand Jorasse (Chamonix) i półnonego Matternhornu byl najwiekszym wyzwaniem przedwojennego alpinizmu. Tak się zdarzyło, że problem nr 2 widzę niemal codziennie będąc w pracy.
Do reszty postów właściwie nie ma nic do dodania Cieszy iż tylu ludzi posjonuje się historią alpinizmu.
autor: torek - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 9:03 pm
Eiger obok północnego Grand Jorasse (Chamonix) i półnonego Matternhornu byl najwiekszym wyzwaniem przedwojennego alpinizmu. Tak się zdarzyło, że problem nr 2 widzę niemal codziennie będąc w pracy. A na niej duchy Cassina, Tizzoniego i Esposito. Podziwiałem ją z Agiulle du Midi w pewien cudowny sierpniowy dzień 1997 roku. Dla takich dni warto żyć.
autor: skaski - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 9:46 pm
duchy CassinaCassin jeszcze żyje. Chyba ciągle jest właścicielem firmy Camp. Dodałbym jescze Louisa Lachenal i Lionela Terray.
autor: maćko - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 10:06 pm
Eiger obok północnego Grand Jorasse (Chamonix) i półnonego Matternhornu byl najwiekszym wyzwaniem przedwojennego alpinizmu.A nie tak dawno Christophe Profit pokonał wszystkie trzy ściany w ciągu doby.
autor: Maciek - Zamieszczono: pn sty 09, 2006 10:57 pm
"7 lat w Tybecie" - bardzo ładny film
Miło, że mamy tylu forumowiczów znających i interesujących się historią alpinizmu. Ja też mam całą bibliotekę na ten temat.
Nigdy nie dane mi było znaleźć się na północnej Eigeru , chociaż nie do końca. Byłem kiedyś w środkowej partii ściany, nad głową piętrzyły się przewieszki. A ja, z przyklejoną do szyby twarzą próbowałem wypatrzeć drogę do góry. A było to w tunelu kolejki na Jungfraujoch, który biegnie częściowo wewnątrz Eigera.
autor: torek - Zamieszczono: wt sty 10, 2006 7:12 am
A nie tak dawno Christophe Profit pokonał wszystkie trzy ściany w ciągu doby.Zastanawiam się nad tym i nie podoba mi się to. Komercja w czystej postaci. Wozili go zdaje się helikopterem. Inna sprawa, że przejście północnej Eigeru w kilka godzin wydaje się niemożliwe i budzi podziw niezależnie od zaawansowania "technologicznego".
autor: zagronie - Zamieszczono: wt sty 10, 2006 9:14 am
Himalaizm, alpinizm stał się dla wielu czystym sportem. W zasadzie nie istnieją góry z ich całym pięknem o każdej porze i pogodzie. Jest PROBLEM. Dawniej jeszcze nie tak uwypuklany - bo były dziewicze szczyty, gdzieś tam na świecie. Były ściany nie do przejścia. Ale to się kończy. Tak jak skończyło się w Tatrach, gdzie wszystkie drogi wyprostowano, robiąc różne diretissimy. Droga od drogi, co kilkanaście metrów. To się też dzieje w górach najwyższych. Czym tu jeszcze zadziwić publikę. Już wbiegaliśmy w parę godzin na Mont Blanc, wbiegniemy w parę dni(a może w jeden!) na Mount Everest.
Romantyzm się skończył. Alpinizm na wysokim poziomie jest drogi. Ciekawe góry daleko. Nieco się orientuję jak w latach sześcdziesiątych organizowano wyprawy w Hindukusz. Najłatwiej dostępny z gór najwyższych. Romantycy(jeszcze) walczyli o paszporty, mleko w proszku, bębny(do pakowania bagażu), sto dolarów na osobę przydziału za wstawiennictwem sekretarza KC. Potem pociąg- Moskwa, Termez nad Amu Darią i po drugiej stronie rzeki - Afganistan. Ale jeszcze daleki, bo wszystko zależało też i od władz radzieckich. Kuterek kursował raz na tydzień, płynąc w górę rzeki. Przystań składała się z deski, przerzuconej między pokładem a brzegiem. Potem jeszcze 600 km do Kabulu przez przełęcz Salang, gdzie póżniej wojska radzieckie dostawały dobrze w d...
Z Kabulu z powrotem w stronę przełomu rzeki Kokczy, po drodze wyrąbanej w skale na szerokość samochodu. Po drewnianych mostkach, które się malowniczo uginały. Gdzieś tam dalej pojawiły się "gówniane góry"(merde montagne) - jak nazwali je Francuzi. Dziwne stwory o pionowych, kilkusemetrowych ścianach, których materiałem były niewielkie otoczaki pozlepiane ziemią. Wreszcie po setkach kilometrów tego telepania na stercie bagażu, w palącym słońcu i kurzu, na kolejnej przełęczy, na horyzoncie nad górnym biegiem Amu Darii - na mapie jest to wyrostek robaczkowy Afganistanu - ukazywał się łańcuch marzeń - Hindukusz.
Alpiniści a może Hindukusici byli już - jak to się dzisiaj mówi - wycięci. To nie były sportsmeny, odżywione, wytrenowane. Ale mimo tego coś w tych górach dokonali. Później przyszły Himalaje. Zadziwiające - kraj nie za górski, raczej nizinny i takie osiągnięcia. Everest - zimą. Kukuczka, Rutkiewicz i wielu innych. To był nasz złoty okres i być może to byli ostatni romantycy. Choć nie należy gasić ducha, bo jak się kiedyś wyraził Zaruski, dla niego dziewicza jest każda góra na którą on wszedł pierwszy raz.
Pozdrowienia
autor: skaski - Zamieszczono: wt sty 10, 2006 9:05 pm
Piękne
autor: Andrzej K - Zamieszczono: wt sty 10, 2006 11:29 pm
dziewicza jest każda góraKoło Poznania mamy taką w Puszczy Zielonka
nazywa się Dziewicza Góra
Na początku lat 70 spotykali się tam licealiści w pierwszy dzień wiosny oczywiście nieoficjalnie
autor: fantom - Zamieszczono: śr sty 11, 2006 12:37 pm
Co roku w Seefeld organizowane sa Zawody Szkół Międzynarodowych o Puchar Harrera w narciarstwie alpejskim.Takie zawody "ponad podzialami" Puchar wreczal zawze ktos z Rodziny tego wielkiego alpinisty Wspaniala impreza - w tym roku bedzie wyjatkowo smutna
pozdr
sk
autor: Ktomek - Zamieszczono: pt sty 13, 2006 9:08 am
Cieszy iż tylu ludzi posjonuje się historią alpinizmu.Ja bardziej nawet historią taternictwa. W tej sprawie moja biblia to "O górach i ludziach" B. Chwaściński.
przejście północnej Eigeru w kilka godzin wydaje się niemożliwe i budzi podziw niezależnie od zaawansowania "technologicznego".Moim zdaniem nie najwazniejsze jest zaawansowanie technologiczne, ale dokonania tych ktorzy byli tam wcześniej. W przewodnikach opisana jest prawie każda pięć skały, chwyty, miejsca asekuracji itd. Oczywiście technologia ma tez niepoślednie znaczenie.
Zdarzało mi sie w Tatrach wchodzic na szczyty nie oznakowane szlakami. Gdyby nie opisy z przewodników, niektorych wejść wogóle sobie nie wyobrażam. Przy okazji: ubolewam ze tak niewiele miejsc w Tatrach jest do zwiedzenia legalnie, czyli po szlaczkach. W inym wypadku jedyne legalne rozwiązanie to wynajęcie przewodnika.